PO SŁOŃCE DO KATARU (5) – W KIERUNKU WEWNĘTRZNEGO MORZA

Przeczytaliśmy w przewodniku, że jedną z największych naturalnych atrakcji Kataru jest t.zw. wewnętrzne morze. To głęboko wcinająca się w pustynię zatoka. Na granicy pomiędzy Katarem, a Arabią Saudyjską. Problem w tym, że nie prowadzi tam żadna droga. Są jakieś pustynne trakty, ale dostępne tylko dla samochodów z napędem na cztery koła i dla ludzi obeznanych w terenie, którzy nie zabłądzą pośród bezkresu wydm.

Niczym niewierny Tomasz postanowiłem sprawdzić to na miejscu. Może nie będzie tak źle?

– Jedziemy na południe. Jeśli się nie uda, to przynajmniej będziemy wiedzieć, że próbowaliśmy.

Kierunek Musajid, a potem się zobaczy.

Map 01

Wsiedlismy do naszego suzuki (z konwencjonalnym napędem na dwa koła, a nie jakiejś terenówki) i ruszyliśmy w drogę. Najpierw zatłoczoną autostradą wyjazdową prowadzącą m.in. w kierunku lotniska.

Q072

W Al Wakrah zrobiliśmy krótki postój na zrobienie zakupów. Generalnie miła niespodzianka. Spodziewalismy się totalnej drożyzny w jednym z najbogatszych krajów świata. Czy to będzie poziom Islandii, czy Norwegii? I rzeczywiście niektóre produkty spożywcze, zwłaszcza mięso i część nabiału są bardzo drogie. Tym niemniej w tym samym sklepie wiele artykułów po zupełnie przystepnych cenach. Puszka coca coli zero kosztuje równowartość 1,50 zł. Zgrzewka dwunastu małych butelek wody mineralnej 9,50 zł. Kilogram mandarynek 3 złote. Jogurty po 1,30 zł za kubeczek. Da się żyć.

Jedziemy dalej.

Co jakiś czas wśród wydm pojawiają się konstrukcje zakładów przemysłowych. Katar wydaje się momentami jednym wielkim placem budowy. Obecny Emir Kataru kilka postanowił inwetować pozyskane ze sprzedaży ropy i gazu bajecznie wielkie pieniądze w zróznicowany rozwój kraju, który w przyszłości, kiedy zasoby surowców energetycznych się skończą, ma zarabiać w innych dziedzinach gospodarki. Intensywny rozwój widać na każdym kroku. Dźwigi, dźwigi, dźwigi i szkielety wznoszonych kolejnych budowli.

Wiele zakładów już pracuje pełną parą. W Katarze wielkie obiekty przemysłowe są pod specjalnym nadzorem. Ogrodzenia i posterunki utrudniają dostęp, a fotografowanie jest zabronione. Biorąc pod uwagę jak bardzo niestabilny to region świata, nie dziwię się.

Q073

Na rondach niektóre drogi prowadzą na wydmy. Kierunek na „sand dunes” oznacza jednak tylko tyle, że z ronda zjeżdża się na krótki odcinek asfaltu, który po chwili kończy się pośród piasków pustyni. Coś dla posiadaczy samochodów terenowych.

W końcu docieramy do punktu określanego jako Sealine Beach. Jest rondo, z którego zjeżdża się do osrodka wczasowego o tej samej nazwie. A na wprost… „sand dunes”. Wjeżdżamy na piach. Definitywny koniec drogi. Zostawiamy nasze białe auto blisko owego ostatniego ronda i ruszamy na wstępny pieszy rekonesans.

Q061

Na stoku najbliższej wydmy ogromna flaga Kataru i plątanina śladów opon. To raj dla posiadaczy samochodów z napędem na cztery koła. Co jakiś czas mijają nas jak szaleni.

Q063

My szukamy czegoś bliższego naszemu poczuciu estetyki. Wielbłądy, to jest to co zdecydowanie bardziej pasuje tutaj niż ryk zarzynanych silników.

Q062

Śladów opon jest tyle, że mam nadzieję, iż da się po takim ubitym piachu jechać dalej jakieś trzydzieści kilometrów, ktore dzieliły nas od wewnętrznego morza. Wracamy do samochodu. Jedziemy kawałek dalej, na początek ku plaży. Zostawiamy auto w pobliżu brzegu i idziemy na spacer.

Q066

Gdzieś tam, hen na południu rozciąga się owo wewnętrzen morze, lecz na piechotę tam i z powrotem to jakieś dwa dni drogi zakładając, że nie będziemy bawić się w maraton. Może więc jednak samochodem?

Q065

W przewodniku odradzają. Próbujemy kawałek, ale po kilkuset metrach robi się miękko. Pytam przypadkowego kierowcy, czy da się dalej jechać?

– Konwencjonalnym samochodem? Nie! Absolutnie nie! Zakopiecie się na wydmach i nikt Wam nie pomoże!

Mówił to tak stanowczo, wykrzykiwał niemalże, a tak bardzo współgrało to z tekstem przewodnika, że postanowilismy nie porywac się z motyką na słońce.

– Wracajmy.

Tym bardziej, że słońce właśnie zachodziło za grzbiet wydmy. Z opisów pamietaliśmy, że pustynia szczególnie piękna jest nocą, lecz do licha, nie przyjechalismy tu po to, by narobic sobie kłopotów.

Q064

Stawiamy na mapie strzałkę dokąd dotarliśmy. Reszta pozostaje naszą terra incognita. Szkoda, że jako niewierni nie możemy wjechać do Arabii Saudyjskiej, bo po tamtej stronie zdłuż brzegu wewnętrzego morza biegnie droga.

Map 02

Wracamy na północ. Po drodze mijamy grupę quadów. To raj dla kierowców takich pojazdów, chociaż dla lubiących spokój i cicszę może być uciążliwy.

Q074

Oddaliliśmy się od stoku wydmy, więc słońce jeszcze raz się pokazało, lae teraz już definitywnie miało skryć się za najniższym punktem widnokręgu. Pobiegłem robić zdjęcia wielbłądom, których następne stadko stało nieopodal namiotów,

Q075

Q067

Q068

Zmierzchało kiedy opuściliśmy piaski pustyni i skierowaliśmy się na asfaltową drogę.

Q069

Mijamy kolejne rafinerie wystające spośród wydm. Płonące ognie na szczytach kominów rozświetlają mrok, a mnie, ilekroć na to patrzę, boli, że tak beztrosko marnuje się energię.

Q070

Był już wieczór, kiedy przyjechaliśmy do Al Wakrah. Liczyliśmy, że nieopodal portu znajdziemy jakąś rybną restaurację. Do portu trafliśmy bez problemu. Jechaliśmy wzdłuż długiego falochronu. Zatrzymalismy się niemal u jego krańca. Restauracji tam nie było, ale za to mielismy piękny widok na morze srebrzące się pod jasną tarczą Księżyca.

Q078

Po drugiej stronie falochronu, czyli wewnątrz portu też było ciekawie. Stało tam mnóstwo rybackich kutrów.

Q079

Ryb jednak nie było. U nasady falochronu rozpoczynała się wiodąca wzdłuż plaży promenada. Przy niej co najmniej kilkanaście restauracji, lecz ani jedna z nich nie była typową rybną knajpką. Dominowały kawiarnie, kilka restauracji regionalnych (hidnduska, egipska itd), oraz parę innych jadłodajni, lecz ryb czy owoców morza nie było.

Zrezygnowani uznaliśmy, że w tej sytuacji najrozsądniej będzie wrócic do Dohy i udać się na szaszłyki do dobrze znanej nam już knajpki na suku.

Obejrzeliśmy poki co stojące na plaży rybackie łodzie pełniące chyba rolę eksponatów muzealnych.

Rzuciliśmy tez okiem na pobliski meczet, ale tylko z zewnątrz, by nie zakłócać świętości tego miejsca.

Q077

Al Wakrah to juz niemal przedmieścia Dohy. Szeroką i coraz bardziej zatłoczoną autostradą dotarliśmy do centrum. Teraz pozostaje nam odszukać nasz nowy hotel, w którym spędzimy kolejne trzy noce. Mielismy trochę kłopotów, ale w końcu się udało. Za to procedura zameldowania niezwykle przyjemna. Zostajemy poczęstowani przy recepcji pucharem soku. Luźna rozmowa o zakończonych niedawno misrzostwach świata w piłce ręcznej,  na których Polacy zdobyli brązowy medal, a Katarczycy srebrny. W końcu wjeżdżamy na dziewiąte piętro skąd mamy piekny widok na… plac budowy. W tym rejonie miasta buduje się bowiem jakies domy. Nie dwa, nie kilka, lecz całe kwartały, dzielnicę niemalże.

Nie chce nam sie już iść na suk. W jakiejś pobliskiej hinduskiej knajpce zamawiamy sajgonki i po konsumpcji z przyjemnością wracamy do hotelu. Nazajutrz dla odmiany chcemy jechać ku północnym krańcom Kataru.

Gdańsk, 04.03.2015; 00:15 LT

Komentarze