Ależ smutna zrobiła się Gdynia po wakacjach. Gdyby chociaż było słonecznie i ciepło. Pogoda zaś iście listopadowa. Wiatr, deszcze, opustoszałe plaże i kawiarniane ogródki. Podobnie jest w Sopocie. Wygląda na to, że dość gwałtownie przywitała nas jesień po lecie, które trwało zaledwie miesiąc lecz było wyjatkowo upalne.
Właśnie wróciłem z Monfalcone i wylądowałem w tawernie na kolacji. Do domu wciąż chodzę tylko sie przespać bo nieuczciwa ekipa remontowa od dwóch miesięcy nie jest w stanie zakończyć podstawowych prac budowlanych (podłogi, kafelki, malowanie). Ponieważ wszędzie pełno białego kurzu, zamiast drzwi rozgrzebane drzwiowe otwory, w ogóle nie ma mowy o wstawieniu jakichkolwiek mebli. Ekipa posunęła sie nawet do tego, że na czas mojego urlopu wyniosła się do innej pracy. Wróciłem z Chorwacji w ubiegłą niedzielę po północy i zastałem dom bez łazienki. To znaczy pomieszczenie było lecz sanitariaty były zdemontowane przed kafelkowaniem tak jak w dniu mojego wyjazdu. Miałem wybór: albo wytrzymać bez korzystania z ubikacji do czasu przyjazdu do pracy albo pójść przespać się gdzie indziej. Wybrałem to drugie.
Ekipa co prawda obiecała zakończyć ów „gruby” remont do dzisiaj, ale jakois im nie wierzę, więc prosto z lotniska wylądowałem tutaj. Pójdę do domu nieco później, zeby nie denerwować się od razu. A potem jeszcze na film. „Lot 93”. Seans o 22:15. Troche późno, ale weekend w Szczecinie minie mi na sporządzaniu raportu z ostatniej podrózy więc wolę zaliczyć kino już dziś.
Gdynia, 07.09.2006; 19:55 LT