W Ilawie pociag zatrzymal sie na dobre. Nikt nie potrafil powiedziec kiedy ruszymy. To skutki nawalnicy, ktora przeszla w okolicach Dzialdowa. Kilkuminutowa wichura powyrywala drzewa z korzeniami. Te zas zerwaly trakcje elektryczna. Po kilkudzisieciu minutach przez dworcowe megafony podano informacje, ze do Warszawy pociag pojedzie trasa okrezna przez Olsztyn. Jednak sklad jak stal tak stal. Plotki rozprowadzane przez pasazerow mowily o zalanych wskutek ulewy peronach na dworcu w Olsztynie. Niedlugo potem oficjalnie poinformowano, ze pociag jednak pojedzie oryginalna trasa. Do tego czasu atmosfera zdazyla juz zamienic sie w wkacyjny piknik. Mnostwo ludzi opuscilo wagony i wyleglo na peron. Niektorzy przynosili z dworcowego baru przekaski i napoje. Ktos zaczal grac na gitarze. Ja liczylem czas do odlotu i blogoslawilem decyzje o wczesniejszym wyjezdzie. Gdybym jechal "na styk", juz byloby po lotach. Mialem jeszcze w zanadrzu asa w rekawie w ppstaci pociagu eurocity z Warszawy do Krakowa odjezdzajacego ze stolicy o O7:15. Jechal on do Krakowa dwie i pol goodziny zamiast blisko szesciu jak to bylo w przypadku "mojego" pociagu. Wazne bylo wiec by przede wszystkim dotrzec do Warszawy przed siodma. W koncu konduktorzy zaczeli wzywac ludzi do wejscia z powrotem do wagonow i wkrotce ruszylimy. Porosilem konduktora by obudzill mnie w Warszawie (jechallem kuszetka) abym mogl zadecydowac czy wysiadac by przesiasc sie na eurocity, czy tez kontynuowac podroz spiac w lozku.. Uznalem, ze dead line stanowic powinna godzina 04:00. Kiedy mnie obudzil na dworcu Warszawa Wschodnia, byla O3:10. Podziekowalem i odwrocilem sie na drugi bok. Wygladalo na to, ze o ile nic sie nie wydarzy, dojedziemy do Krakowa na wpol do dziesiatej. I tak sie tez stalo. Czternascie i pol godziny zajela mi ta podroz. Samolotem dolecialbym w tym czasie do Buenos Aires albo i dalej. Dzis wystarczyly nam dwie, by z Krakowa dotrzec do Mediolanu.
Mediolan, 12.06.2010; 16:05 LT