Dwadzieścia cztery godziny minęły pomiedzy wyjazdem z domu a przyjazdem do hotelu w Mexico City. Przedpołudnie spędziłem jeszcze w Monachium, oczekując na ponizej uwieczniony samolot.
Popołudnie już w Nowym Jorku, gdzie jak zwykle w USA potrzeba sporo czasu, aby przejść przez wszytkie wymagane procedurami kontrole. Miałem trzy godziny na przesiadkę i to wcale nie było za długo. W sam raz, żeby bez nerwowego pośpiechu zaliczyć wszystko, a na koniec usiąść i napić się spokojnie kawy przed bramką. Z Nowego Jorku do Mexico City kolejne pięć godzin lotu. Może bym się i zdrzemnął gdyby pani siedząca przy oknie nie musiała biegać do toalety. Sześć razy w ciągu pięciu godzin. Była na tyle uprzejma, że nie budziła mnie gdy spałem, ale czujnie obserwowała i jak tylko się poruszyłem otwierając oczy, od razu zagadywała, czy mógłbym wstać i ją przepuścić.
W Polsce dzień rozpoczyna się już na dobre. Tutaj dopiero pierwsza w nocy, Niewiele widać z okien, chociaż to trzydzieste trzecie piętro.
Kładę się spać bo jutro długi dzień. Pojutrze zresztą też.
Mexico City; 01.10.2012; 01:10 LT