Wiosna już rozpoczęła się na dobre. Na krzewach pąki, a w ogrodach przebiśniegi oraz krokusy. I kiedy tak cieszyliśmy się z coraz dłuższych i coraz bardziej kolorowych dni, nagle sypnęło śniegiem. Padało tylko jedną noc, lecz to wystarczyło by sparaliżować Gdynię. Ktoś odpowiedzialny za odśnieżanie najwyraźniej zasugerował się kalendarzem, a nie prognozą pogody. Kiedy w drodze do pracy zobaczyłem korek na głównej ulicy miasta, postanowiłem natychmiast przebijać się bocznymi drogami. Na podobny pomysł wpadło wielu innych, więc niemal natychmiast utknęliśmy i tam. Z tą róznicą, że przepustowość tych uliczek była znacznie mniejsza, więc i tempo posuwania się do przodu znacznie wolniejsze. Telefonując do biura z usprawiedliwieniem, dowiedzielismy się, że prawie nikogo poza najbliżej mieszkającymi jeszcze tam nie było.
Jazda zajmująca mi zazwyczaj około dwudziestu minut, tym razem trwała prawie półtorej godziny.
W Sopocie mogliśmy podziwiać jedną z ostatnich (tak myślę) prawdziwie zimowych scenerii tego sezonu.
* * *
Jestem już jedną nogą w kolejnej, długiej podróży. Wyjazd wypada w sobotę, a powrót chyba najwcześniej pod koniec maja, ze wskazaniem na czerwiec. Trzy statki, w tym dwa remonty stoczniowe. Może ktoś zmieni mnie na tym ostatnim. Byłoby fajnie, ale za bardzo na to nie liczę.
Tylko jeden weekend spędziłem więc tym razem w Szczecinie.
Po raz pierwszy mogłem zobaczyć nową „Pleciugę”
Zobaczyć tylko z zewnątrz, ponieważ teatr lalek w nowej siedzibie rozpocznie działalność w kwietniu. To pierwszy teatr zbudowany od podstaw w powojennym Szczecinie. Trochę długo przyszło czekać, zważywszy, że od 26 kwietnia 1945 roku minęły już prawie sześćdziesiąt cztery lata.
Z tych sześcdziesięciu czterech lat, aż pięcdziesiąt sześć związanych jest z „Pleciugą”, która, śmiało to można powiedzieć, stała się jedną z wizytówek miasta. Wielokrotnie nagradzany teatr nie ograniczał się tylko kolejnych premier lecz brał udział, bądź sam organizował rozmaite przeglądy, a także całe programy jak n.p. „Z sercem do dziecka” (spotkania i przedstawienia w szpitalach dziecięcych) albo „Teatr ponad granicą” (integrujący dzieci i młodzież po obu stronach polsko-niemieckiej granicy). Nie ma chyba Szczecinianina, który jako dziecko przynajmniej raz nie zasiadł na widowni owej lalkowej sceny. Pamiętam szkolne wyjścia do teatru i te chrakterystyczne, spontaniczne okrzyki „ooooooooo!!!!” po każdym kolejnym dzwonku, aż w końcu pełną napięcia ciszę po dzwonku ostatnim, gdy przygasały światła i rozpoczynał się spektakl.
Po latach prowadzałem do „Pleciugi” swoje dzieci, chociaż pierwsze wspólnie oglądane przedstawienie okazało się falstartem. „Piękna i bestia” rozpoczynała się od punktowego oświetlenia stojącej na skraju sceny bestii, a że nasze miejsca były z przodu, malutki jeszcze Tomek tak się przestraszył, że musieliśmy zrezygnować z oglądania. Paulinka i Eks wytrwały dzielnie.
„Pleciuga” organizowała w ostatnich latach również spektakle dla dorosłych. Nie miałem okazji zobaczyć pokazywanej w wielu miejscach i nagradzanej sztuki „Co się dzieje z modlitwami niegrzecznych dzieci”, ale wybrałem się swego czasu na „Dzikie łabęDZIECI” i o ile dobrze pamiątam ślad tamtego spektaklu pozostał w jednym z wpisów do „Mojej Szuflady”.
Budowa nowej siedziby teatru, to przykład jak mozna umiejetnie połączyć komercję z kulturą. Lalkarze zapewne długo jeszcze nie doczekaliby się nowego budynku gdyby nie budowa galerii handlowej „Kaskada”. Mieli szczęście, że ich budynek stał na terenach przeznaczonych pod budowę i sprzedanych inwestorowi. Miasto zadbało, by w umowie sprzedaży zagwarantowano nowy budynek dla „Pleciugi”. To wazne bo pojawiały się pomysły, by przenieść teatr do kolejnego zaadoptowanego na jego potrzeby miejsca, jak chociażby nieczynne od lat kino „Colosseum”. Na szczęście zwyciężył rozsądek. Kryzys spowodował opóźnienie rozpoczęcia budowy centrum handlowego, ale teatr zdążył powstać.
Nie udało się tylko uratować pochodzącego z lat siedemdziesiątych charakterystycznego neonu na starym budynku. Uważnie zdemontowany nie nadawał się jednak do remontu. Zastąpi go więc pomniejszona kopia.
Teraz od zarządu miasta zależy co stanie się z Placem Żukowa, przemianowanym niedawno na „Plac Teatralny”, gdzie stoi nowy budynek. To miejsce ze wspaniałymi możliwościami. Wymaga jednak pewnych nakładów. Zlikwidowanie starego basenu przeciwpożarowego, który ogrodzony siatką tylko szpeci obecne miejsce to priorytet. Na jego miejscu mogłyby powstać fontanny, jak chociażby budząca swego czasu wielkie emocje „Bartłomiejka” przed Urzędem Miejskim na Jasnych Błoniach. Tam też „straszył” otoczony krzakami podobny basen, lecz urzędującemu wtedy prezydentowi zarzucano, że za publiczne pieniądze buduje sobie fontanny pod oknami gabinetu. Dziś owe fontanny z ławeczkami dookoła są pięknym uzupełnieniem spacerowego szlaku wzdłuż Jasnych Błoni.
No i trzeba jakoś zagospodarować plac po przeciwległej stronie budynku. Nie powinien to być zwykły trawnik, lecz podobny szlak spacerowy uzupełniony rozmaitymi gadżetami do zabaw dla dzieci i być może wkoponowanymi w to czy to rzeźbami bajkowych postaci, czy bajkopisarzy, a może jakimiś pamiątkami po słynnych przedstawieniach mających miejsce w teatrze… Ważne by było to miejsce niesztampowe, tym bardziej, że aż prosi się by rozlewało sieę naturalnie na tereny wokół stojącej po sąsiedzku hali sportowej i basenu, zwłaszcza, że te obiekty zbudowane niemal pół wieku temu czeka przebudowa. Jest więc szansa na stworzenie tam swego rodzaju rozrywkowego centrum (w dobrym, a nie kiczowatym tego słowa znaczeniu) schowanego nieco na uboczu, lecz niemal w centrum miasta.
Prawdziwe centrum miasta wskaże mapa google po wklepaniu słowa Szczecin do jej wyszukiwarki. Kto nie ma dostępu do komputera, może sobie charakterystyczny znaczek obejrzeć w realu.
Co uczyniwszy w niedzielne popołudnie, wykonując też pamiatkowe zdjęcie, wsiadłem do samochodu i ruszyłem w podróż do Gdyni.
Gdynia, 26.03.2009; 09:30 LT