Pielgrzymowania po okolicy ciąg dalszy

Dziś pracowałem do siódmej wieczorem. Nie było już sensu wracać do domu. Pojechałem do Gdańska. W Katedrze p.w. Najświętszej Marii Panny wpisałem się do księgi kondolencyjnej. Zostałem tam aż do Apelu Jasnogórskiego. A potem pojechałem pod Krzyże koło stoczniowej bramy.

Było zimno. Nawet znicz trzymany w dłoniach nie ogrzewał ich. Jakie to jednak miało znaczenie wobec ogromu bólu w sercu. Zauważyłem jednak pewną odmianę. Dziś nie było już takiej przejmującej, niemej, bezradnej rozpaczy. Pozostała powaga i skupienie, ale też coraz wyraźniej pojawiała się nadzieja na lepsze jutro, pełne miłości bliźniego jako spełnienie nauk Jana Pawła II. Od naszej, każdego z osobna, wytrwałości i wiary w taką możliwość zależy czy rozniecony płomień nie zgaśnie. Czas pokaże jak będzie. Dla mnie jednak kolejnym pamiętnym przeżyciem pozostanie trzymanie się za ręce z zupełnie nieznanymi mi ludźmi i śpiewanie „Abba Ojcze”. A po chwili to samo, ale z „Barką”. W poprzednim zdaniu chciałem napisać „z obcymi ludźmi”, ale uświadomiłem sobie niezręczność takiego sformułowania. Przecież nie byli mi obcy. Czuliśmy się wielką wspólnotą, mimo, ze nikogo tam nie znałem.

Dopiero po powrocie, po północy obejrzałem retransmisję Faktów. W Rzymie dzieją się niesamowite rzeczy. Miasto zostało zalane rzeszą pielgrzymów, którzy wciąż jadą nieprzerwanym potokiem. Obrona cywilna ogłasza zamknęła już kolejkę do Bazyliki, gdzie wyłożone jest ciało Dobrego Człowieka. Kolejka osiągnęła ponoć długość 6 kilometrów i mimo „przepustowości” 25000 osób na godzinę (ani chwili na zatrzymanie się przed zmarłym) okres oczekiwania wydłużył się już do niemal doby. Samo miasto też sie dusi i także wkrótce ma zostać zamknięte. Ponoć już przybyły tam 4 miliony osób.  Cały świat zdumiony patrzy też na Polskę. Pochody, pojednania, znicze, kwiaty, modlitwy, śpiewy, nocne czuwania. Przychodził mi do głowy refren starej, polskiej kolędy kończącej się słowami „cuda, cuda ogłaszają”.

Zarząd naszej kompanii, mimo jej międzynarodowego charakteru ogłosił w naszym biurze w Gdyni piątek dniem wolnym. Na naszych statkach noszących rozmaite bandery, wszystkie zostaną opuszczone do połowy masztu. O ósmej rano, bez względu na strefy czasowe, załogi ciszą uczczą pamięć papieża. Zawyją okrętowe syreny. A ja jutro zaraz po pracy ruszam samochodem do Szczecina. Dojadę przed północą i ten ważny moment spędzę w mieście rodzinnym. Z południa Polski wyruszy wieczorem Paulina. Nie mają lekcji w gimnazjum więc moja eks wsadzi ją do autobusu i przywitam ją w Szczecinie o świcie.  Będziemy razem przeżywać pogrzeb Ojca Świętego, pewnie potem wybierzemy się na Jasne Błonia…

Gdynia, 07.04.05

Komentarze