PIĘĆ RZECZY O SOBIE

 

Mjones na swoim blogu “Pol Ziemi pol Nieba” (www.malczyn.blox.pl) zaprosiła mnie do, jak to ujęła, opowiedzenia pieciu rzeczy o sobie – tajemnic, ciekawostek, historii”. Nie bardzo wiem, czy musi to być koniecznie coś z każdego gatunku, czy wystarczą historyjki.


No dobrze. Będzie tajemnica, ciekawostka, a potem trzy historyjki. Pewnie nie uda mi się zmieścić tego w jednym wpisie, więc będzie kilka odcinków.


PAJĄKI

Niewiele jest na świecie stworzeń, których bałbym się równie mocno jak pająków. O ileż przyjemniej żyłoby się bez nich. Te jednak upodobały sobie moje towarzystwo i pchają się do mieszkania nieproszone. Najgorsze jest lato. Wystarczy zostawić uchylone wieczorem okno, a obrzydliwy gość już jest. Pół biedy jeśli to jakiś mały pajączek, ale najgorze są tłuste gadziny o grubym odwłoku, spuszczające się na nitkach gdzieś z góry w najmniej spodziewanym miejscu i momencie. Kiedy coś takiego pojawia się w domu, wyruszam na wojnę. Ekwipunek bojowy składa się z dezodorantu, żeby z bezpiecznej odległości ogłuszyć przeciwnika, słoika z zakrętką, żeby ogłuszonego zapuszkować, a następnie wyrzucić przez okno (bez słoika of course) oraz z kapcia na wypadek gdyby bestia próbowała się bronić lub uciekać, co wymagałoby radykalnych i drastycznych środków. Odnoszę wrażenie, że intruz z daleka wyczuwa moje wrogie zamiary ponieważ staje się czujny i nie zawsze daje sie podejść. Dyskretne podchody potrafią trwać więc nawet kilkanaście minut. Jeżeli zorientowałem się w naruszeniu swojego terytorum podczas oglądania meczu albo filmu, kontroluję sytuację kątem oka, próbując doczekac do przerwy albo do reklam.

Tak to wygląda gdy jestem sam. Nie mam natomiast absolutnie przywolenia na żadne radykalne środki, kiedy w domu są moje dzieci. Córka absolutnie nie pozwala na zrobienie pająkowi krzywdy, żądając jednocześnie bym coś z nim zrobił bo ona się go boi. Syn również uważa, że powinienem dać pająkowi pożyć.

– No to zrób z nim coś, bo ja go tu nie zapraszałem i nie mam ochoty go gościć! – odpowiadam wtedy. Wtedy syn zajmuje się delikatnym wyprowadzeniem pająka z pokoju. Kiedyś brał go do ręki. Teraz raczej nie, ale i tak spokojną perswazją radzi sobie nadspodziewanie dobrze. Pająki bywają jednak uparte. Ostatniego lata jeden z tych wielkich zadomowił sie na balkonie, zbyt blisko drzwi, bym mógł spokojnie siedzieć wieczorem nieopodal. Chciałem więc znów radykalnie rozwiązać ów problem i jak zwykle spotkało się to ze stanowczym sprzeciwem. Znów syn poszedł tłumaczyć pająkowi żeby się wynióśł. Posadził go na kij od szczotki, wystawił za balkon, po czym pająk zaczął opuszczać się na nitce w dół.

– Opuścił się na trawnik – stwierdził syn, wracając do pokoju.

– Z czwartego piętra? – zdziwiłem się

– No. Zresztą nie wiem. Może nie opuscił się, tylko urwał – odpowiedział mi, chowając kij od szczotki.

Nazajutrz o zmierzchu jeśli nie ten sam, to taki sam pająk siedział znów na starym miejscu przy oknie balkonowym.

Krzyżaki, które upodobały sobie lasy, obrzydziły mi do cna zbieranie grzybów. Bardzo lubię zbierac grzyby, ale nienawidzę wpadania w rozpiętą między drzewami pajęczynę gdy z opuszczoną głową szukam borowików lub podgrzybkow gdzieś w ściółce. Najgorsze, że włochata paskuda zazwyczaj siedzi w srodku owej pajęczyny. Muszę więc byc ostrożnym i niemal co krok spoglądać przed siebie czując sie niemal jak zwiadowca na polu minowym. W efekcie znajduje więcej pajęczyn niż grzybów. Niechby juz sobie zresztą żyły w tych lasach. Nie wchodziłbym im w paradę i zrezygnował z grzybobrania. Ale niechby i one odwzajemniły się uszanowaniem mojej prywatności!


WTOREK

Bywają szczęśliwe i pechowe daty albo konfiguracje zdarzeń. Ja na ogół nie ulegam zabobonom. Nie obawiam sie czarnych kotów, nie chwytam się za guzik kiedy zobaczę kominiarza i normalnie egzystuję w piątek trzynastego. Z każdym kolejnym tygodniem mojego zycia utwerdzam sie jednak w przekonaniu, że moim pechowym dniem jest wtorek. Dziwaczna korelacja między tym niepozornym dniem tygodnia, a dotykającymi mnie niepowodzeniami zwróciła moja uwagę juz w podstawówce. Jeśli zgubiłem klucze od mieszkania, to we wtorek. We wtorek dostawałem nieoczekiwane dwóje w szkole, darłem ubrania, uszkadzałem samochód i.t.d. Ostatnio, już podczas tej podróży, we wtorek wpadłem do niezabezpieczonego otworu zbiornika. Dałem krok do tyłu i to wystarczyło. Na szczęscie druga noga i rozcapierzone ręce zostały na zewnątrz więc przytrzymałem się w otworze szerokosci człowieka. Ale walnąłem kregosłupem i nerkami w jego krawędź tak, że zobaczyłem wszystkie gwiazdy. A kiedy już z pomocą postronnych się wydostałem i po powrocie do nadbudówki zdejmowałem z piekącego jak diabli grzbietu kombinezon oraz T-shirt, mój kolega stwierdził:

– Twoje plecy wyglądają jakby cię cztery kocice naraz masowały!

Zdecydowanie nie lubię wtorków i chociaż to nierozsądne, jeśli nie muszę, staram się nie rozwiązywać żadnych ważnych spraw w ten dzień.


Ok, załatwiłem więc tajemnicę i ciekawostkę. Jestem winien w następnych wpisach trzy historyjki. Ponieważ jestem leniwy, siegnę do elektronicznych, rejsowych zapisków sprzed kilku lat.

Morze Żółte, 01.03.2007; 21:25 LT

Komentarze