Nazajutrz, w słoneczny niedzielny poranek (traktując poranek umownie jako część dnia, w której wstaje się z łóżka, a my bynajmniej do skowronków nie należymy) pojechaliśmy do Musée d’Orsay. Ten budynek to szczególny przyklad, jak można pozosrnie nieprzydatną już budowlę zaadoptować do nowych celów i tchnąć w nią drugie życie. Dworzec kolejowy, bo takie pierwotnie miał ów budynek przeznaczenie, służył mieszkańcom stolicy Francji przez 39 lat. Muzeum w 2011 roku obchodzic będzie ćwierćwiecze swojego istnienia i jestem przekonany, że będzie trwać tam znacznie, znacznie dłużej niz dworzec.
Znów odcinaliśmy kupony od członkowstwa naszego kraju w Unii Europejskiej. Paulina jako młoda obywatelka UE weszła do muzeum za darmo, za okazaniem dowodu osobistego.
Malarstwo impresjonistów od czasu narodzin owego nurtu cieszy się niezmiennie ogromną popularnością wśród t.zw. przeciętnych ludzi, a wśród nich Pauliny i mnie. Byc może dlatego, że był to dopiero początek (niezwykle atrakcyjny) odejścia od realistycznego przedstawiania rzeczywistości, co do czasu wynalezienia fotografii było chyba podstawowym zadaniem tej dziedziny sztuki. Dalszy rozwój malarstwa t.zw. współczesnego jak chociażby kubizm z obrazami Picassa na czele, to już w większości dzieła czytelne głównie dla koneserów. My jako nie koneserzy, mieliśmy na ex-dworcu zebraną samą śmietankę impresjonistów i mogliśmy cieszyć oczy ich obrazami do woli. Było tego tyle, że az trudno wyliczać, bo aż żal, że pominie się któreś. Mi szczególnie w pamięci utkwiły „tancerki” Degasa, a ściślej cały cykl płócien przedstawiających baletnice. Nie wiedziałem, że jest ich tyle. Najmilej jednak wspominam „Śniadanie na trawie” Maneta. To między innymi ten obraz realizowaliśmy kiedyś jako „żywy” na Niemcowej. Znałem go jedynie z reprodukcji, a teraz mogłem przyjrzec się oryginałowi. I byłem przede wszystkim zaskoczony jego rozmiarami. Reprodukcje mają to do siebie, że malowidła wielkości ściany budynku i te nie wieksze od kartki papieru mogą sąsiadować ze sobą w rozmaitych wydawnictwach jako ilustracje podobnej wielkości. Tak właśnie z przyczyn obiektywnych „deformowane” jest owo „Śniadanie”. Teraz stałem przed oryginałem i mogłem smakowac każdy detal. Dopiero teraz mogłem przyjrzec się kobiecie na drugim planie i wyraźnie dostrzec wodę, w której się kąpie oraz podwijaną bieliznę. Na książkowych reprodukcjach o rozmiarach pudełka od papierosów widać bowiem jedynie schylajacą się nie wiadomo po co postać. Może zbiera kwiatki?
W muzeum tym, jak w większości zresztą, jest zakaz robienia zdjęć, nawet jeśli nie zamierza się używać flesza. Dlatego moja relacja w tym fragmencie ilustrowana nie będzie. Nic natomiast nie stało na przeszkodzie by pare razy nacisnąć spust migawki na Cmentarzu Pére-Lachaise. Tyle tylko, że odbywało się to w nerwowej atmosferze przemykania między grobowcami. No bo kto to słyszał, żeby taki słynny cmentarz zamykać w niedzielę już o siedemnastej. I tak dobrze, że udało nam się kupić plan z zaznaczonymi grobami słynnych osób, ale pani ostrzegła nas, że zostało nam tylko pół godziny. A przecież mieliśmy jeszcze kupić kwiaty. Trzeba było mocno się śpieszyć.
– Chciałabym jeszcze położyć różę na grobie Oskara Wilde’a – powiedziała Paulina
– Ok – zgodziłem się i ustaliłem trasę marszu przez cmentarz tak, by najszybciej odwiedzić miejsca pochówku trzech osób: Chopina, Piaf i Oskara Wilde’a właśnie.
Pierwszy był Chopin. Tonący w kwiatach.
Przed grobowcem stało kilkanaście osób, co jak na tamto miejsce stanowiło tłok. Jakaś wycieczka Japończyków chyba, my oraz inna grupa Polaków. Niedługo przed nami musiał być tutaj też prezydent Komorowski.
Nie mieliśmy za wiele czasu. Właściwie to w ogóle go nie mieliśmy. Pozostawiliśmy więc kontemplującą miejsce spoczynku naszego kompozytora grupę turystów i szybkim krokiem ruszyliśmy w kierunku grobu Oskara Wilde’a.
Zastanawiałem się po drodze, co takiego stworzył ów poeta (którego twórczość niestety nie jest mi znana), że Paulina chciała położyc różę właśnie u niego? Wyglądało jednak na to, że kwiat polożony nie zostanie. Oto bowiem od strony jednej z głównych bram nadjeżdżali straznicy na motocyklach i krzycząc kazali ludziom opuszczać cmentarz, bowiem czas odwiedzin dobiegł końca. Turyści, jak to turyści, do najbardziej zdyscyplinowanej grupy społecznej nie należą. Zaczęli się ociągać, co irytowało panów na motocyklach jeszcze intensywniej zaganiających krnąbrne jednostki niczym ujadające owczarki pomagające juhasom zapanowac nad bezładnie poruszającym się stadem owiec. Przystanęlismy niezauważeni miedzy drzewami pozwalając panom zagnać grupki przed nami, po czym za ich plecami doskoczyliśmy do grobu, który w owym krytycznym momencie znajdował się nie dalej niż trzydzieści metrów od nas.
To co ujrzałem, nie mieściło się w mojej wyobraźni. Cały ogromny nagrobek pisarza pokryty był szminkowymi odciskami ust jego wielbicielek.
Pusta pozostawała jedynie góra, zapewne dlatego, że trudno tam się wdrapać. Zwłaszcza dziewczynom.
Od tej pory myśl o owym irlandzkim poecie nie daje mi spokoju. Co takiego jest w jego pisaniu, że dziewczyna z Polski jedzie do Paryżu z myślą o położeniu kwiatu właśnie na jego grobie? Co takiego każe Niemkom, Japonkom, Francuzkom i Bóg wie komu jeszcze obcałowywać kamienny monument?
Muszę zabrac się za lekturę. Może na urlopie, albo gdzieś w samolocie… Koniecznie.
Tymczasem oddalające sie nawoływania zaganiaczy ponownie zaczęły się zbliżać. Wyłapywali ostatnich krnąbrnych. Nie było więc czasu na dalsze rozmyślania. Czekała przeciez jeszcze Edith Piaf. Główną alejką iść nie mogliśmy, bo zauważonoby nas natychmiast. Zaczęliśmy więc przemykać na przełaj, między nagrobkami. Na szczęście grób Edith Piaf znajduje się na niewielkim stoku opadającym ku biegnącej w dole ulicy. Dzięki temu na chwilę zniknęłiśmy z oczu motocyklistom, których krzyki świadczyły, że wciąż użerają się z rozproszonymi, niezdyscyplinowanymi jednostkami.
W pośpiechu pomylilismy kwatery i nie mogliśmy natrafić na grób naszej ulubionej piosenkarki, ale zanim na stoku pojawił się motocykl, odnaleźliśmy go. Paulina zdążyła jeszcze położyć kwiaty.
I wkrótce pojawił się motocyklista. Krzyczał coś po francusku i z pewnością nie była to uprzejma prośba o spojrzenie na zegarek. Nie przejmując się połajankami, zadowoleni, że udało nam się zrealizowac plan pomaszerowaliśmy z godnością w kierunku pobliskiego wyjścia.
Teraz mogliśmy spokojnie pojechać metrem na sjestę do hotelu. Wieczorem zaś udalismy się ponownie na Montmartre, poszukac słynnych przybytków, w których czerpali natchnienie dziewiętnastowieczni artysci.
Moulin de la Gallette. To tutaj bywał van Gogh, Picasso, Renoir, Toulouse-Lautrec.
Renoir zresztą uwiecznił to miejsce w swoim słynnym obrazie “Bal w Moulin de la Gaulette” oddającym niezwykła grę swiateł – promieni słonecznych przebijajacych się między konarami i lisciami drzew, tworzących rozedrgany spektakl na tańczących pod nimi parach.
Po drugiej stronie wzgórza ulokował się kabaret Lapin Agille, gdzie czas lubili spędzać między innymi Modigliani, Picasso czy Apollinaire.
Przybytek był otwarty. Dobiegające z wewnątrz śmiechy dowodziły, że bawiono się nieźle. Bramkarze mówili, ze jeszcze można wejść, ale czy był sens jeżeli nie znał się francuskiego? Zrezygnowaliśmy pozostawiając charakterystycznego królika za plecami i ruszyliśmy znów na przeciwną stronę wzgórza, by jego stokiem dotrzec w dół w kierunku Placu Pigalle.
Tam tłumy. Niedaleko Mulin Rouge natknąłem się na słynny wizerunek „Czarnego Kota”.
No i oczywiście sklepy charakterystyczne dla słynnego placu
Stamtąd Paulina pojechała jeszcze gdzies nad Sekwanę potrzebując odrobiny odosobnienia, a ja ruszyłem w kierunku Gare du Nord, nieopodal którego miescił się nasz hotel.
Jestem pod ogromnym wrażeniem wejść do paryskiego metra, zachowanych w dawnym, secesyjnym stylu. No cóż, Francuzi budowali swoje metro w czasach, gdy Polska wciąż jeszcze lizała rany po Powstaniu Listopadowym z nadzieją patrząc na nadchodzący nowy wiek, który mógłby przynieść starcie mocarstw i wielką wojnę.
Paryska kolej metropoloitalna („Metropolitain”, czyli w skrócie „metro”) istnieje już około 111 lat i ma ponad 220 kilometrów długości. Warszawa ma więc na czym się wzorowac tym bardziej, że nie zdąży z drugą linią podziemnej kolejki prze Euro 2012.
Gdynia, 18.01.2011; 11:15 LT