PARYŻ (2) – LUWR

Oglądanie wystaw w muzeum wbrew pozorom nie jest prostym zadaniem. Właściwie to ma sens jedynie wtedy, gdy jest selektywne. W przeciwnym wypadku głowa i nogi błyskawicznie puchną od natłoku eksponatów, które i tak prędzej czy później układają się w pamięci w bliżej nieokresloną mozaikę. A co dopiero począć z tak ogromnym zbiorem dzieł, jakim dysponuje Luwr? Może to zabrzmi jak herezja, ale uważam, że tak doskonały adres, szkodzi samym… dziełom. W większości miast nawet najdrobniejsza spinka do włosów z Mezopotamii, fragment egipskiego posążka czy niewielka akwarela średnio znanego malarza doczekałyby się specjalnej ekspozycji będąc jednocześnie ozdobą i reklamą danego muzeum. W Luwrze dziewięćdziesiąt procent zwiedzających mija dzieła znacznej wartości nawet się przy nich nie zatrzymując, nie zdając sobie sprawy z ich wagi dla danej dziedziny sztuki. Ba! Rzuciwszy jedynie okiem na jakiś obraz, albo rzeźbę, często nie mają juz siły ani ochoty, by przeczytać opis z nazwiskiem autora oraz tytułem. Myślę, że nawet w samym Paryżu owe dzieła cieszyłyby się większym uznaniem, gdyby rozdzielono je na kilka adresów. Po prostu każda z wycieczek za punkt honoru obrałaby sobie odwiedzenie przynajmniej kilku z nich. Na Luwr natomiast przeznaczają jeden dzień (oczywiscie nie cały) i nikomu (a już najmniej samym turystom) nie przychodzi do głowy by taką wizytę podzielić chociażby na dwie części. Przecież kosztowałoby to dwa razy drożej i zajęło więcej czasu.

Z drugiej strony, co ja się czepiam? Przecież nigdzie nie jest napisane, że każdy turysta ma obowiązek zapoznać się ze zbiorem Luwru. Jeżeli juz jednak się chce, dobrze jest z góry założyć sobie plan, co się chce zobaczyć, i nie zajmowac sobie czasu całą resztą. Przecież nie wszyscy mają jednakowe zainteresowania.

Takie założenie pryjęliśmy i na przykład z góry odpuściliśmy sobie ogladanie całego poziomu podziemi, by móc skupić się na innych rzeczach i przede wszystkim wyrobic się w czasie.

Paulinę najbardziej kręci Mezopotomia i Egipt oraz sztuka średniowieczna, więc zaczęliśmy od Kodeksu Hammurabiego, przy okazji oglądając próbkę pisma klinowego.

Paryz 20

Paris 21

Jak tu jendak tak zupełnie pominąć francuską rzeźbę z XVIII i XIX wieku, który to dział znajdował się po drodze? Siła rzeczy chciało się przystanąć chociażby przy niektórych eksponatach.

Paris 22


Moją uwagę zwrócił też górny fragment kolumny z pałacu króla Dariusza. Zważywszy, ze takich kolumn było co najmniej kilkadziesiąt, całość musiała być ogromna.

Paris 23

Paris 24

Wśród eksponatów egipskich liczne posągi, sarkofagi miesząły się ze sobą. Już ich trochę widziałem w innych muzeach, więc bardziej zainteresowała mnie Księga Umarłych oraz Sfinks.

Paris 25

I tak dotarlismy do starozytnej Grecji reprezentowanej przez ogromną kolekcję rzeźb.

Paris 28

Paris 30

Tłum w jednej z sal nie pozostawiał wątpliwości: zbliżaliśmy się do Afrodyty, przechrzczonej na Wenus z Milo.

Paris 26

Paris 27

Hm, dlaczego akurat ta została wybrana wśród wielu innych? Dlaczego ona stała się ikoną greckiej rzeźby? I czy rzeczywiscie wszyscy zachwycają się urodą własnie tej jednej?

A taka, na przykład Artemida?

Paris 29

A Trzy Gracje? A nimfa?

Paris 31

No i przede wszystkim Nike z Samotraki, całe szczęscie, że pieknie wyeksponowana nie w Sali, lecz na schodach. Przy niej też, siłą rzeczy zbierają się tłumy.

Paris 32

Paris 33

Jeżeli jednak chodzi o rzeźby w ogóle, to moim absolutnym numerem jeden w całej kolekcji Luwru jest osiemnastowieczna „Psyche i  Kupidyn” Antonio Canovy.

Paris 34

Dobry rzemieślnik wyrzeźbi w kamieniu każdą postać, czego przykładem chociażby zatrzęsienie socrealistycznych monumentów. Oddać jednak w zimnym marmurze gorące uczucie kochanków, ich spojrzenia, czuły dotyk, miłosne uniesienie – to już jest wyzwanie, do którego potrzeba t.zw. iskry Bożej.

Paris 35

Wracałem do tej rzeźby kilkakrotnie. Z pocżątku, żałowalem, że stoi przy oknie, w plątaninie świetlnych refleksów, ale one w pewnym sensie dodały jej uroku – scena wydawała się jeszcze bardziej naturalna. A kiedy spojrzałem pod innym kątem, końcówki skrzydeł Kupidyna rozświetliły się, przepuszczając przez swą strukturę promienie słońca.

Paris 36

Uff! Zaliczyliśmy parter i z przyjemnością zrobiliśmy sobie przerwę na kawę. Czuliśmy już w nogach owo zwiedzanie.

Pierwsze piętro to przede wszystkim Mona Lisa – uleglismy owczemu pędowi, przyznaję. A niełatwo było się do niej dopchać, pomimo przeznaczonej całej ściany tylko dla niej jednej

Paris 37

Obraz odgrodzony barierkami i zabezpieczony pancernymi szybami… I znów pytanie, ile w tym naprawdę niedoścignionego geniuszu (żaden inny obraz nie jest tak chroniony), a ile marketingu?

Paris 38

W każdym razie pielgrzymują do niej wszyscy – najstarsi z najmłodszymi, niezależnie od dzielących ich poglądów, czy hołubionych nurtów w sztuce.

Paris 39

No dobrze, Mona Lisa obejrzana, lecz jak teraz odsiać ziarno od plew? Gdzie tu w ogóle są plewy? Ruszamy, by obejrzeć kilka wybranych. „Wolność widodącą lud na barykady” Delacroix, „Tratwę Meduzy”, ale przecież tyle jest po drodze, jak chociażby „Koronacja Npoleona I” Davida, czy „Pandemonium” Martina, przedstawiający pałac demonów i Szatana dowodzacego zbuntowanymi aniołami.

Paris 40

Paris 41

Paris 42

Paris 43

Gdzieś pod koniec wędrówki po pierwszym piętrze docieramy do apartamentów Napoleona III. Wszak to przeciez Pałac Królewski

Paris 44

Paris 45

Paris 46

Z drugiego piętra wyglądamy przez okno na dziedzińce. Szklane piramidy na zewnątrz oraz kolekcja rzeźb wewnątrz. Właśnie ten rzut oka na wewnętrzny dziedziniec mówi wiel o charkterze muzeum, w którym pomimo tylu znakomitych dzieł, panuje raczej swobodna a nie napuszona atmosfera. Ludzie spacerują, niektórzy siedzą na schodach, inni co bardziej zmęczeni, wprost na podłodze. Ktoś coś rysuje, ktoś robi notatki, wielu fotografuje…

Paris 47

Paris 48

Potem ruszamy oglądać moje ulubione malarstwo flamandzkie. Koniecznie chciałem obejrzeć dzieła Vermeera, ale było ich bardzo mało. Za to Rubens, van Dyck, Rembrandt i tylu innych, mniej znanych.

Paris 50

I te liczne obrazy zamrznietych kanałów, po których suną sanie łyżwiarze, czy po prostu szaleje na nich dziatwa. Czyż te płótna sprzed dwóch – trzech stuleci nie są najlepszym dowodem na ocieplenie klimatu? Któżby dziś odważył się wjechać saniami na kanał w poblizu Amsterdamu, nawet gdyby wyjątkowo pokrył się warstewką lodu?

Paris 49

Nie damy rady. Jeszcze jedna przerwa, nie tyle by się napić, co żeby po prostu usiąść. Ale przy okazji przekąszamy coś, bo nie jedliśmy nic od śniadania, a słońce właśnie chowa się za dachy pobliskich budynków.

Jeszcze tylko malarstwo francuskie od XVII do XIX wieku. Drobne trzydzieści sal. Zatrzymujemy się na dłużej tylko przy niektórych. Zamierzamy bowiem jeszcze innego dnia  skupić się na impresjonistach w Muzeum d’Orsay. Kończymy. Dochodzi dwudziesta pierwsza. Na dworze mrok.

Paris 51

Spedziliśmy w Luwrze osiem godzin. Dniówkę. I tak tez się czuję, jak po dniu ciężkiej pracy. A miało byc selektywnie…

Rzut oka na piramidy, tym razem „by night”.

Paris 52

A teraaz szybko metrem do hotelu, odpocząć z pół godziny, bo to bynajmniej nie koniec dnia.

Paryż, 19.09.2010: 12:05 LT

Komentarze