Bardzo nowoczesne, kolorowe i rozbawione zrobiły się Chiny. Partia i rząd są komunistyczne już chyba tylko z nazwy, a ideologia jest im zapewne wygodna dlatego, że daje konstytucyjną gwarancję utrzymania władzy. Symbolika komunistyczna jest bardzo dyskretna. Czasem aż zaskakuje, gdy niewielką, kamienną płaskorzeźbę odnajdzie się wciśnieta gdzieś między fontannami na handlowym deptaku.
Ponieważ zrobiło się ciemno, wsiadłem do taksówki i pojechałem do parku z owymi efektami świetlnymi, które zamierzałem obejrzeć. Centralną jego część zajmowało jeziorko, wokół którego oprócz tras spacerowych rozlowkowały się liczne kawiarenki i rozmaite obiekty rozrywkowe (wesołe miasteczko, amfiteatr, place gier i.t.p.)
Od głównej ulicy do jeziora prowadziła szeroka aleja ze szpalerem efektownie podświetlonych drzew.
Szedłem nią, ku dobiegającym z coraz większą mocą dźwiękom chińskiej muzyki.
Spodziewałem się zastać kolejną scenę i kolejną imprezę marketingową, a tymczasem nagle oczom moim ukazała się tafla jeziora z dziesiątkami albo setkami fontann poruszających się w rytm owej muzyki. Strumienie wody to łagodniały przygasając tuż nad wodą, to znów strzelały w górę na wysokość kilkudziesięciu metrów.
W tle skrzyły się podświetlone liny nośne kreślące sylwetkę wielkiego mostu przerzuconego nad rzeką Jangcy. Wszedlem na korone amfiteatru, by wszystko widzieć lepiej , ale miejsce miałem już tylko stojące.
Najbardziej podobało mi się (a spontaniczne okrzyki publiczności wskazywały, że pozostałym też) kiedy bardzo mocne, muzyczne akcenty podkreślane były wybuchami ognia. Budowane napięcie, narastające blyski laserów i nagle niczym grzmot dudnienie kotłów albo perkusji (w zależności od utworu) wspomagane eksplozjami ognistych kul.
Ostatnie takty niezwykłego koncertu odbywaly sie w czerwonej scenerii – niczym pośród chińskich lampionów. Czerwień zresztą towarzyszy Chińczykom od wieków. Jest przez nich uważana za szczęśliwy kolor.
Po zakończeniu, zauważyłem przy wejściu taką oto tabliczkę:
Poszedłem jeszcze pospacerować wzdluż jeziora, zjeść loda, przyjrzeć się intensywnie zielono podświetlonym drzewom….
Żeby wydobyć to światło i barwy, używam samowyzwalacza. Jestem jednak zbyt leniwy by nosić ze sobą statyw. I dlatego w „pięknych okolicznościach przyrody” muszę wynajdywac ad hoc rozmaite podstawy. Tym razem postawiłem aparat na malutkim słupku przy schodach. Ustawiłem ilośc sekund, wcisnąłem przycisk migawki i… kiedy już zdjęcie miało zostać zrobione, w kadrze pojawiły się czyjeś nogi. Ich właścicielka przystanęła akurat w tym miejscu by kontemplować wieczorne krajobrazy. Z pewnym zdziwieniem przyglądała się mi, prawie leżącemu na schodach u jej stóp. Zdjęcie zostało zrobione.
Zacząłem natychmiast przygotowania do powtórki licząc na to, że za chwilę nogi wykonają kilka kroków dalej. Nic z tego jednak. Głowa, która w kadrze się nie mieściła, przyglądała się z jeszcze większą uwagą, co wyprawiam.. Kiedy samowyzwalacz kliknął po raz kolejny, wstałem, otrzepałem spodnie, ukłoniłem się z uśmiechem zaprawionym niemym wyrzutem i ruszyłem w drogę powrotną do postoju taksówek. Ktoś obok się roześmiał, a dziewczyna sojąc ciągle w tym samym miejscu sprawiała wrażenie, jakby nadal nie kojarzyła o co chodzi.
Jiangyin, 31.05.2009; 22:15 LT