OSWAJANIE ŚMIERCI

W radiu kończy sie właśnie „Powtórka z rozrywki”. Na biurku świeżo zaparzona kawa. Obok  na talerzyku dwa herbatniki. Laptop otwarty przede mną, więc juz mogę zacząć pisać…

Krótki wieczór jes dzisiaj. Jutro mamy audyt w biurze i w związku z tym, aż do dwudziestej ustalaliśmy strategię i szkoliliśmy się. Kiedy już zjechałem na dół jako drugi z kilkunastoosobowej grupy okazało się, że ochroniarze nie są osiągalni przez telefon, a klucze którymi „dla bezpieczeństwa” nas w środku zamknęli mają tylko oni. Czułem sie prawie jak na konklawe J.

W drodze do domu zadzwoniłem do rodziców. Tato przekazał mi pare nowych informacji na temat zdrowia mamy. Nie wygląda to najlepiej, aczkolwiek tli się iskierka nadziei. Najbliższe dni, a może nawet jutrzejrzy, będą decydujące, ponieważ zapadnie ostateczna diagnoza i lekarze zadecydują, co dalej.

Zaczęliśmy oswajać śmierć. Uświadomiłem to sobie pod koniec owej rozmowy. Staraliśmy się rozmawialiśmy o niej jak o czymś najzupełniej powszednim, bez weilkich emocji. Zastanawialiśmy się co by było gdyby lekarze powiedzieli, ze już nic się nie da zrobić. Nie ulega wątpliwości, że mama wróciłaby ze szpitala do domu. Nie wyobrażam sobie jednak, byśmy mieli zamienic te ostatnie tygodnie albo miesiace na żałobę. Z żałobą zawsze się zdąży, a ów darowany czas trzeba będzie mądrze wykorzystać. Trochę tak jak z kimś odjeżdżającym w bardzo daleką podróż. Bilet wykupiony, nie wiadomo kiedy się spotkamy i czy w ogóle więc chce się pobyć z podróżnikiem intensywnie. Ilu jest na świecie naszych znajomych, z którymi widzieliśmy sie po raz ostatni ileś lat temu i nie wiemy czy spotamy się jeszcze kiedyolwiek. Oni, mimo że żywi, w naszym życiu już prawie umarli. Analogia jest ogromna. Śmierć to też podróż, tyle tylko, że w nieznane. I wcale nie jest pewne, że wkrótce się nie spotkamy. Kto jest głęboko wierzący, ten ma niemal pewność, że jest to tylko kwestia czasu.

Warto więc pozostały czas wykorzystać jak przygotowanie do podróży. Spakować się, uregulować wszystkie rachunki, nie żałować sobie przyjemności, pożegnać się przed odjazdem i z ufnością ruszyć ku nowym przygodom.

Jeszcze niedawno słowo śmierć budziło dreszcze, a raka zastępowały eufemizmy. Unikalismy tego tematu jakby obawiając się mocy sprawczej wypowiadanych słów. Dziś zaczynamy traktować ją normalnie, przyjmując pokornie do wiadomości, że nic, a już zwłaszcza pierwsze życie, nie trwa wiecznie. Przyjdzie jeszcze czas na wspólne zastanawianie się co jest po tamtej stronie? Póki co, ważniejsze by okiełznać strach i rozpacz. Lecz przede wszystkim dmuchać w tę iskierkę nadziei, która może jeszcze roznieci słaby płomyk.

Gdynia, 08.06.2005

Komentarze