OSTATNI PRAWDZIWIE LETNI WIECZÓR?

               

Kto wie czy to nie ostatni prawdziwy dzień lata roku 2006? Jest tak ciepło, że z przyjemnoscią usiadłem przy kawie w opustoszałym po filmowym festiwalu ogródku na tarasie Silver Screen. Minęło dopiero wpół do ósmej, a juz robi się ciemno. Jesień tuż tuż, już słychać jej kroki. Trzeba więc korzystać z pisania naświeżym powietrzu, póki jeszcze można.

W miniony weekend z powodu jakichś sieciowych akcji naszych komputerowców zmuszony byłe zostawić laptopa w biurze. Wakacje od przymusu czytania i pisania e-maili. Sobotę poświęciłem na oglądanie transmisji z rozdania nagród na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych oraz na spotkanie z dawno niewidzianym kumplem ze szkolnej ławki. Niedziela to szaleństwo snu do dziesiątej i jeszcze większe czytania w łóżku ksiązki do jedenastej. Dopiero potem zrobiłem śniadanie, posłuchałem ulubionej muzyki, znów poczytałem, a następnie spakowałem walizki i odwiedzając po drodze tatę, a późnym popołudniem grób mamy, z cmentarza wyruszyłem w podróż powrotną do Gdyni. Postanowiłem leniuchować z premedytacją, trochę na zapas,  bo dawno nie miałem tak zupełnie beztroskiego dnia.

W sobotę pomyslałem o blogu i zajrzałem do kafejki internetowej, ale chyba była podła. Dwukrotnie nieoczekiwanie skasował mi się zaawansowany tekst. Trzeci raz nie próbowałem. Uznałem, że to najwyraźniej znak, nakaz odpoczynku od komputera, więc postanowiłem sie zastosować.

Bradzo byłem ciekaw wieczornej gali w Teatrze Muzycznym w Gdyni, bo to przecież pierwszy festiwal, który zaliczałem tak aktywnie.

Byłem zaskoczony ilością nagród dla „Statystów”. Film mi nie znany, więc będę musiał wybrać sie przy okazji. Przez długi czas byłem lekko zaskoczony ciszą wokół „Placu Zbawiciela”. Poza nagrodą za drugoplanową role kobiecą film wydawał się być niezauważony. Na szczęście laury, razem z tą najważniejszą nagrodą, spłynęły pod koniec ceremonii. Zaskoczony też byłem werdyktem publiczności bo w tej kategorii „Plac Zbawiciela” wydawał się pewniakiem, lecz widzowie wybrali „Jasminum”. I słusznie. Oglądałem ten film ładnych parę tygodni temu i po prostu zapomniałem, ze konkuruje. „Jasminum” to wspaniała, ciepła opowieść, a „Plac Zbawiciela”? Po projekcji „Placu” część ludzi zaczęła klaskać, a ja nie mogłem sie do tego zmusić. I chyba nie tylko ja, bo owacja wkrótce umilkła i w ciemnej jeszcze sali zapanowała cisza. „Jasminum obejrzałbym raz jeszcze z przyjemnością. „Plac Zbawiciela” raczej co najwyżej dla towarzystwa. To wbrew pozorom wyraz uznania dla pracy twórców zarówno jednego jak i drugiego filmu.

Z przykrością odnotowałem, że umknął mi kolejny ważny film, na który wybierałem się jak przysłowiowa sójka za morze, aż zniknął z ekranów. „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” otarł się o Złote Lwy, a ja chyba już tylko fuksem załapię sie na jakiś pokaz kinowy.

Co teraz? Teraz to chyba już tylko czekanie na jesień. Może w końcu nadejdzie upragniony koniec remontu mieszkania? Pewnie wyjadę na jakieś dwa tygodnie do Chin, a kiedy wrócę, zaczną się deszcze, wiatry, ołowiane chmury. W takie dni to tylko oglądać ciepłe filmy, pisać bloga, z gorącą herbatą w kubku patrzeć na morze. I odliczac dni do wiosny.

Gdynia, 18.09.2006; 20:15 LT

Komentarze