OSTATNI DZIEŃ W BUENOS AIRES (2)

Niespełnionym marzeniem Anioła pozostała lekcja tanga właśnie tam gdzie ono się narodziło. I buty do tego tańca, których pragnęła juz trzy lata temu, gdy w początkach naszej znajomości wieczorami chodziliśmy uczyć się walca, foxtrotta, tanga, rumby i innych. Zagonieni w zaliczaniu kolejnych punktów podróży, nie mielismy szans na zrelizowanie tamtych.

I nagle w jakiejś bocznej uliczce Tomek wskazał na jakiś sklep. Tak! „Tienda de Tango”! Sklep z akcesoriami do tanga!

Buenos 48

Weszliśmy do środka. Nawet nie oglądaliśmy strojów, które kusiły na wieszakach, bo nie było czasu. Tylko buty, ale jakie? Co jedne to piękniejsze i (jak się dopiero potem dowiedzieliśmy) wszystkie ręcznie robione. To nie była jakaś masówka z fabryki. Przyglądałem się skrzącym się z radości oczom Anioła i jej wielkiego napięcia, rozterki co wybrać gdy podoba się i to, i tamto, a na dodatek decyzję trzeba podjąć w kilka minut.

Buenos 49

Cieszyłem się, że znalazła to czego szukała, a zarazem współczułem konieczności błyskawicznego podjęcia decyzji. Wiem jak to jest, bo sam nieraz przeżywałem podobne katusze z zegarkiem w ręku przy sklepowych półkach.

Kiedy już się zdecydowała, mogliśmy spokojnie i w dobrych humorach pójść na ostatnie w tej podróży steki.

Buenos 52

Potem juz tylko odbiór z pralni marynarki, powrót na krótko na deptak i niestety taksówka do hotelu. Kończyło się nasze spotkanie z Argentyną. Jeszcze po drodze z okna samochodu zrobiłem zdjęcie budynku kongresu. To tam w niedzielny wieczór witaliśmy się z tym miastem.

Buenos 53

Pani recepcjonistka w hotelu zapomniała zamówić taksówkę i uczyniła to dopiero gdy zeszliśmy z pokoju z bagażami. Musieliśmy poczekać jeszcze około dwudziestu minut, co sprawiło, że na lotnisko dotarliśmy dość późno. Zanim przeszliśmy przez odprawy, bramki, kontrole, i zanim wydaliśmy ostanie pesos (zby nie wieźć do Polski) w lotniskowych sklepikach, prawie wszyscy pasażerowie zdążyli już wsiąść do samolotu. Kiedy zajęliśmy swoje miejsca w całkowicie wypełnionym pasażerami jumbo jecie, ten niedługo potem rozpoczął kołowanie do startu. Przynajmniej nie musieliśmy siedzieć trzech kwadransów w oczekiwaniu na odlot. Wykorzystaliśmy czas do maksimum. Jeszcze raz spojrzeliśmy na pozostające w dole światła miasta, na ulice, po których jeszcze kilka godzin wcześniej spacerowaliśmy. Jeszcze po paru minutach pokazały się w oddali światła Montevideo na urugwajskim brzegu La Platy, a potem zaczęła się wypełniona w większości snem długa podróż do Frankfurtu.

Pacyfik, 15.09.2009: 16:50 LT

Komentarze