Osiemnaście lat temu nie było jeszcze telefonów komórkowych. Telefon stacjonarny nadal był luksusem, chociaż ruszyła już masowa telefonizacja prowadzona przez Telekomunikację Polską. Zaniedbania z czasów komuny trudno było jednak nadgonić z dnia na dzień i chociaż po złożeniu podania nie otrzymywało się już druczków z informacją, że przyłączenie telefonu nie nastąpi przed upływem kilkunastu lat, to jednak rok albo dwa wciąż było normą. Tylko szczęśliwcy, zwłaszcza na nowych osiedlach mogli liczyć na znacznie krótszy, kilkumiesięczny, a czasem nawet kilkutygodniowy termin.
Późnym wieczorem wróciłem z cotygodniowej gry w piłkę, a moja małżonka poinformowała mnie, że chyba się zaczęło… Pobiegłem do automatu ulicznego by zadzwonić po taksówkę. Jeden nie działał, następny też. Udało się przy trzecim. Dobrze, że mieszkaliśmy w centrum, gdzie automaty nie były odległe od siebie.
Zadzwoniłem też do rodziców z prośbą o przypilnowanie naszej małej córeczki, gdy my pojedziemy do szpitala.
W szpitalu nas rozdzielili. Trochę czekałem na izbie przyjęć, ale kazali mi jechać do domu i dowiedzieć się rano. Wróciłem więc opiekować się córką i „zwolnić” do domu rodziców. Rano tato miał przyjść by znów przypilnować córeczki gdy ja pójdę do automatu dzwonić do szpitala. Oni mieli telefon w domu, więc tato postanowił zadzwonić i od razu przynieść mi wiadomość. Zadzwonił, dowiedział się, że Eks urodziła i z wrażenia nie zapytał ani o stan zdrowia mamy i maleństwa, ani nawet czy to chłopiec czy dziewczynka. Dopiero gdy ochłonął, zadzwonił jeszcze raz, a zaraz potem przyniósł mi nowiny.
Ja również nie grzeszyłem jasnością myślenia. Kiedy wkrótce jechałem odebrać oboje ze szpitala, zabrałem z domu całe ubranie żony, ale… zapomniałem o butach. Nie chciała już czekać i do taksówki wyszła w kapciach. Wcześniej wziąłem na ręce otulonego w kołderki i kocyki synka.
– Tylko go nie upuść – powiedziała z niepokojem Eks.
– Daj spokój! Nie ma takiej możliwości – odrzekłem pewny siebie
– Jak go upuścisz, to cię zabiję – upewniła mnie stanowczo.
Rozumiałem ten strach, bo podobny odczuwałem, gdy po raz pierwszy zostawiałem córeczkę pod opieką dziadków. Długo tłumaczyłem co i jak mają robić, oraz na co uważać, aż w końcu moja mama przerwała mi.
– Myślisz, że nie potrafimy zająć się dziećmi? A kto ciebie wychował?
Zażenowany przestałem udzielać wskazówek, co nie znaczy, że po wyjściu poczułem się spokojniejszy. A że kobiety mają prawo nie ufać facetom przekonałem się jakiś czas potem czytając notke w gazecie o wypadku jaki przytrafił się pewnego upalnego lata. Pewien młody ojciec wiózł swoje dziecko na tylnym siedzeniu. Niemowlak spał, a tato… zapomniał o nim, zamknął samochód i poszedł do biura. Kiedy przypomniał sobie i wybiegł na parking, dziecko już nie żyło. Zabiło je gorąco w rozgrzanym na maksa i szczelnie zamkniętym samochodzie. Wolę nie myśleć co działo się potem w tamtej rodzinie, a także w głowie nieodpowiedzialnego ojca…
Osiemnaście lat temu…
Dziś był tort, szampan, uroczysty obiad, wspomnienia… Moje dzieci są już dorosłe. Jak szybko to przeleciało. Dopiero co jeździły w wózkach, dopiero co wspólnie zbieraliśmy liście w parku, budowaliśmy zamki z piasku na plaży, dopiero co z przejęciem szły po raz pierwszy do szkoły… Już próbują wyfruwać z gniazda, próbować samodzielnie swoich sił tu czy tam i jeszcze chwila, a pójdą swoją ścieżką na dobre. Oby to dorosłe życie oszczędziło im kuksańców. Oby było pasmem spełnionych marzeń, pełne ciepła, przyjaźni, miłości i oczywiście zawodowego spełnienia…
Moje małe dzieciaczki wyrosły, zmienił się także nasz kraj. Dziś już prawie nikt nie biega w poszukiwaniu ulicznych automatów. Prawie każdy ma w kieszeni lub w torebce telefon komórkowy. Często nie zdajemy sobie sprawy ze skali cywilizacyjnego postępu jaki dokonał się na oczach jednego pokolenia. I tylko PKP robi wszystko, by upływ czasu nie był tak widoczny.
Weszliśmy w Gdyni do podstawionego właśnie pociągu i kilka minut później poinformowano nas o konieczności oczekiwania 70 minut na „skomunikowany” z naszym pociąg relacji Szczecin – Gdynia, o tyle właśnie opóźniony. Wkrótce to opóźnienie zwiększyło się do 90 minut. Zastanawiałem się jaki jest sens tak długiego przetrzymywania na stacji początkowej pociągu skomunikowanego. Przecież to prawdopodobnie działa jak przewrócone kostki domina i powinno skutkować opóźnieniami skomunikowanych pociągów n.p. w Bydgoszczy albo w Poznaniu. Poza tym, jaki byłby sens jazdy ze Szczecina czy nawet Koszalina do Gdyni, by tam przesiąść się na pociąg w kierunku Wrocławia i Jeleniej Góry? Widocznie ma, skoro od grudnia PKP uruchomiła pociąg relacji Gdynia – Katowice jadący przez Białystok, oraz Gdynia – Przemyśl jadący przez Koszalin i Wrocław.
Na korytarzu wagonu sypialnego, nieopodal drzwi wejściowych leżał śnieg. Zapytany przez zaniepokojonego pasażera konduktor odparł, ze oczywiście będzie podczas podróży sypać węgiel do pieca, ale w przypadku dużych mrozów ciepła nie gwarantuje. Na poprawę humorów to nie wpłynęło, ale przynajmniej był szczery. We Wrocławiu zapalił ostre światło w przedziale by nas obudzić i zaproponował przejście do innego wagonu, bo nasze ogrzewanie ledwie zipie. Nie chciało się nam wstawać, ubierać, pakować, przenosić w inne miejsce na ostatnie trzy lub cztery godziny jazdy. Poprosiliśmy tylko o dodatkowe kołdry i pod nimi, szczelnie opatuleni, w względnym cieple dojechaliśmy do Jeleniej Góry.
Dzisiejsza noc to kolejna fala mrozów jakie tym razem nawiedzają nasz kraj z Syberii za sprawą wielkiego wyżu o nazwie Teodoryk, który rozbudował się nad europejską częścią Rosji. Temperatura ma spaść nawet do – 23 stopni Cesjusza, a przy gruncie nawet bardziej. Mam nadzieję, że nie wpłynie to na planowaną następnej nocy naszą drogę powrotną.
Jelenia Góra, 24.01.2010; 01:20 LT