ODSZEDŁ JAN KACZMAREK

   

Ostatni mój wpis dotyczył naszego święta narodowego. Śpiewaliśmy rozmaite patriotyczne pieśni z tej okazji. Podniosłe, pełne patosu, a przecież na tamta okazję nadawałaby sie także nieco lżejsza piosenka. Taka jak na przykład ta:

  

Polskie strzechy pochylone
Kryte słomą z naszych pól.
Zamyślone, zadziwione,
Stoją tutaj, właśnie tu.
O czym myślą nasze strzechy,
Gdy je smaga deszcz i wiatr
Od Bałtyku morskiej fali,
Aż po śnieżne szczyty Tatr.

Refren.:
Nie angielskie, nie kreolskie,
Ale nasze, nasze polskie,
Nie austriackie, nie jakieś inne,
Ale rodzinne ! Ale rodzinne !

Choćbyś przeszedł świat szeroki,
To powrócisz taki pech,
Wrócisz tu gdzie nad potokiem
Drzemie rząd rodzinnych strzech,
Przywitają cię jak brata,
Żal ukoją ciszą swą,
Tu rodzinna twoja chata,
Tutaj twój rodzinny dom.

(Refren)

Na tym piasku mazowieckim,
Wśród tych lasów, łąk i pól,
Gdzie biegałeś będąc dzieckiem,
Dzieląc radość poprzez ból,
Stoją strzechy takie swojskie,
Takich drugich nie zna świat,
Nie zna matka, nie zna ciotka,
Ani wujek, ani brat.

(Refren)

Jej autorem był Jan Kaczmarek.

Pan Janek odszedł od nas 14 listopada. Ogromny żal.

Pamiętam i te strzechy, i „Kurną chatę”, i „Czego sie boisz głupia” oraz mnóstwo innych piosenek, na które w licealnych czasach co tydzień polowałem ze swoim kaseciakiem słuchając „60 minut na godzinę”.

http://jankaczmarekelita.mp3.wp.pl/?tg=L3Avc3RyZWZhL2FydHlzdGEvMTg0MzIuaHRtbA==

Pamietam też rewelacyjną „Warto było czekać” odspiewaną wkrótce po upadku komunizmu.

Samymi piosenkami zdobył sobie ogromne grono welbicieli. Monologami także. A przecież pozostały z niezwykłą charyzmą kreowane postacie towarzyszące nam przez lata na antenie radiowej „Trójki” i nie tylko:

Pan Administrator nawiedzający skromnego, Bogu ducha winnego lokatora, Dziamdziaka. Toż to takie radiowe „Alternatywy 4”! Komunizm w całej swej okazałości pokazany w lekko tylko krzywym zwierciadle. Komunizm? Dziś słuchałem sobie kasety z zapisem przedświątecznego remontu u pana Dziamdziaka i przypomniałem sobie swój własny, zeszłoroczny, kiedy fachowcy stawiający mi kawałek ściany miedzy kuchnią i przedpokojem, z dobrego serca doradzili, żeby zwłaszcza na imprezach goście za mocno sie o nią nie opierali.

– Nie, nie! Ona jest solidna! – uprzedzili moje zastrzeżenia – ale po co kusić licho!

Jako pacjent Młodej Lekarki Jan Kaczmarek stworzył z Ewą Szumańską jeden z największych duetów w historii polskiego kabaretu. Początek kazdego skeczu rozpoczynający się od słów „Będąc młodą lekarką wszedł raz do mię pacjent”  zna chyba każdy. To oczywiście między innymi zasługa rewelacyjnie grającej tę postać Ewy Szumańskiej, ale przecież Pacjent przeżywający katusze na słynnej leżance lecz zawsze, tak jak trzeba, pozostawiający rewanż na parapecie był także lokomotywą tej serii.

W mojej pamięci jednak na zawsze pozostanie przede wszystkim jako Azja Tuchajbejowicz (a wcześniej Kmicic) w nadawanej w odcinkach parodii Trylogii Sienkiewicza. Wiele z tych skeczów znałem na pamięć, jak choćby ten o rycerzach poszukujących bezskutecznie w stepie choinki na Boże Narodzenie. W końcu ktos wpada na pomysł by wykonać choinkę sztuczną. Do dziurek naweirconych w pniu, powtykać gałązki. Jedyny pal jednak akurat zajęty, ponieważ dopiero co nadziali na niego Azję.

– Azja, może byś zlazł? – pyta Pan Wołodyjowski.

– Eeee tam. Nie chce mi się

– Zejdź Azja! Zapłacimy ci! – przekonuje Zagłoba.

– Po co mi pieniądze? I tak jestem nadziany!

Albo inny kiedy Jan Kaczmarek jako Kmicic, Leszek Niedzielski (Pan Wołodyjowski) i Andrzej Waligórski (Zagłoba) podążali tropem Bogusława. Doszli do zamku i obserwują. Wołodyjowski zabrania Kmicicowi patrzeć:

– Nie dla Ciebie to widoki, rycerzu dzielny, ale nieszczęsny…

– Dajcie spokój koledzy, cóż ja tam mogę zobaczyć? Moja umiłowaną Oleńkę?

– Oleńkę też.

– Też? A któż tam jest poza nią?

– Poza nią jest już tylko ściana. Ale obok niej…

– Zgaduję że to Bogusław!

– Zgadł! Zgadł Zgadł! Jak mi Bóg miły! – krzyczy Wołodyjowski – Daj pyska stary druhu!

– Pan to masz łeb do zgadywanek – do gratulacji dołącza się Zagłoba – w teleturniejach mógłbyś waść wystepować.

– Damże ja temu Bogusławowi! Pies z nim tańcował! – chwyta za szablę Kmicic

– Może uprzednio pies, ale dzisiaj panna Oleńka – przytomnie zauważa Wołodyjowski.

Później było jeszcze przecudnej urody tłumaczenie Zagłoby z niemieckiego na polski konwersacji Bogusława, kiedy to rycerze podsłuchiwali o czym dyskutuje się w bogusławowych komnatach., ale nie zmieściłoby się, bo zbliżam się do maksymalnego limitu objętości wpisu. Ciągle tylko nadziwic się nie mogę, że nikt nie pokusił się o wydanie na płycie (a właściwie kilku płytach) tej serii w całości.

Pora więc na ostatni akapit. Dziękuję Panie Janek za dostarczanie mi regularnie powodów do śmiechu od wielu, wielu lat. Teraz będzie tu smutniej bez Pana, chociaż Pańska absencja z wyprzedzeniem przygotowywała nas na Pańskie odejście. Niech Pan niesie teraz swój humor na niebieskie połoniny, na których byc może kiedyś wszyscy się spotkamy.

Gdynia, 16.11.2007; 01:25 LT

Komentarze