ODRY RAZ JESZCZE

Plany były takie, że po zwiedzaniu zamku w Człuchowie mieliśmy przez Starogard Gdański skierować się prosto ku autostradzie A1, by nią szybko powrócić do Gdańska i oddać się jeszcze światecznemu leniuchowaniu. Jak jednak powiedział Mój Anioł, była pewna, że coś wymyślę, ponieważ zdążyła już się nauczyć, że ja nie lubię tak zwyczajnie wracać do domu.

Pierwsza atrakcja jednak przytrafiła się zupełnie przypadkowo. Drogowskaz w jakąś boczną drogę siódmej kolejności odśnieżania informujący obiekcie hydrotechnicznym Mylof. Próbowaliśmy znaleźć jakieś słowiańskie korzenie tej nazwy, ale nijak nam nie wychodziło. W końcu jednak bylismy na pograniczu Kaszub, więc nie ma co się czepiać.

Mylof 3

Spodziewałem się jakiejś solidnej, kamiennej zapory, jakie spotkac można choćby na Dolnym Śląsku, a tymczasem po pięciu kilometrach jazdy dotarliśmy do skromnego wału ziemnego przegradzającego Brdę w jej dolinie. Nie kryliśmy rozczarowania. Może jednak byłoby ono mniejsze, gdybyśmy wtedy wiedzieli, że stoimy nad najstarszym sztucznym zbiornikiem wodnym znajdujacym się w granicach Polski? Zaporę zbudowano bowiem w 1848 roku. Spiętrzone wody miały zasilać zbudowany wtedy równolegle do starorzecza t.zw. Wielki Kanał Brdy, którego zadaniem było z kolei nawadnianie terenów po wykarczowanych lasach.

Zapora ma wysokość dwunastu metrów czego zupełnie się nie odczuwa, a jedną z jej atrakcji jest ponoć unikalny t.z.w przepust schodowy. Myślę, że chodzi o to, co widać na poniższej fortografii.

Mylof 1h

Jakoś nie odniosłem wrażenia, że oglądam coś niezwykłego, ale przeczytawszy o „unikacie” po powrocie do domu, od razu poczułem się dowartościowany. Poszedłem jeszcze przejść się po okolicznych brzegach by obejrzeć tamę i zbiornik z innej perspektywy, lecz trwało to zaledwie kilka minut i rusyliśmy z powrotem ku drodze krajowej nr 22.

Mylof 2

Następna atrakcja była już mojego pomysłu. Oglądałem bowiem kiedyś kręgi kamienne w Odrach  (opisywałem to we wczesnym okresie blogowania), ale nie byłem tam z Moim Aniołem. Teraz nadarzała się okazja. Czy bowiem przyjechalibyśmy tu kiedykolwiek specjalnie tylko po to, aby zobaczyć ową zaporę albo kręgi? Lepeij korzystać z okazji takich jak ta i zatrzymywać się po drodze.

Jak tylko zaproponowałem kolejne niewielkie zboczenie z trasy, nasz wcześniejszy powrót do domu zrobił się zagrożony. Tym bardziej, że Odry chcociaż niby zaledwie kilka kilometrów od głównej drogi, to jednak leżą na prawdziwym odludziu. W okolicy kamiennych kręgów krzyżują się tylko leśne drogi i jedna niewielka asfaltowa, którą nie wiedzieć czemu nie pojechaliśmy.

Odry - Mapy Google

Odry to nie Stonehenge. Cóż, każdy kraj ma kręgi kamienne na miare swoich możliwości. Mimo wszytko jednak to miejsce zawsze budzi we mnie dreszczyk niepokoju. Wyobraźnia próbuje bowiem odtworzyć pradawnych mieszkańców tych ziem, którzy żyjąc w bezkresnych puszczach tysiąc osiemset lat temu, długie wieki przed Mieszkiem I,  znosili skądś głazy i układali tajemniecze koła. Nie jedno, dwa, ale całą grupę. Po co to robili? Dlaczego jedno im nie wystarczało? Jaka potrzeba skłaniała ich do takiego wysiłku?

Odry 04

Właśnie takim, nieracjonalnym z pozoru zachowaniom zawdzięczamy rozwój naszej cywilizacji. Odkąd małpolud spojrzał w górę na jaśniejący nad jego jaskinią księżyc i zamyślił się nad sensem jego istnienia, a potem poczuł potrzebę oddania mu czci tu, na Ziemi, dokonał się wielki krok w rozwoju rodzaju ludzkiego. Oprócz zaspokajania najbardziej prymitywnych potrzeb koniecznych do biologicznego przetrwania, zaczęły powstawać rzeczy ważne także dla duszy, chociaż ówczesny człowiek jeszcze zapewne nie potrafił jej nazwać. I tak już zostało, że najważniejsze wynalazki w dziejach ludzkości tworzyli pasjonaci, odszczepieńcy pochłonięci niezrozumiałą dla innych ideą, wyprzedzający swoją epokę i pracujący przeważnie w samotności w zaciszu swoich laboratoriów czy warsztatów. Nawet tak współczesne wynalazki jak komputer osobisty powstawały w garażach wizjonerów. Twórcy Google czy Facebooka zapewne nie zdawali sobie nawet sprawy jak szybko i jak bardzo ich produkty odmienią świat. Wszystko zaś zaczynało się od takich własnie kręgów

Odry 05

Jak wyglądało życie tuataj? Czy każdy miał tu wstęp, czy jedynie plemienna starszyzna? Jaką wiedzą wtedy dysponowano? Niektórzy udowadniają, że niektóre cięciwy kół, albo linie łączące środki poszczególnych kręgów poprowadzone są w jakiś szczególny sposób określający ważne kierunki. Może to prawda, a może nie. Podchodzę do takich wyliczeń sceptycznie odkąd naczytałem się o rozmaitych liczbach zakodowanych chociażby w wymiarach piramid. Tyle tylko, że zapewne gdyby przeanalizować wymiary chociażby Ergo Areny czy katedry w Licheniu, to pewenie też udałoby się odnaleźć jakieś związki odległoscią Marsa albo Jowisza od Słońca, długości fali jakiegoś promieniowania, albo średnią opadów na danym obszarze. Coś zawsze się dopasuje.

Podobnie zresztą jest z Elipsą, czyli tajemniczym miejscem, gdzie kumuluje się do niezwykłych wartosci dobroczynne promieniowanie. Ponoć jego wartość 6500 odpowiada promieniowaniu ciała dorosłego człowieka. Wartość mniejsza ma działanie szkodliwe, a większa dobroczynne, przy czym skala w zasadzie kończy się na dziesięciu tysiącach. Promieniowanie o wartości rzędu pięćdziesięciu tysięcy określane jest mianem boskiego, a w Elipsie w Odrach zmierzono ponoć… sto dwadzieścia tysięcy w skali Bovisa! Przeczytałem po powrocie o tej skali oraz jak dokonuje się pomiarów i… okazało się, że ani skala nie jest jednoznacznie zdefiniowana, ani przyrządów nie ma, jeśli nie liczyć różdżki albo wahadełka, przy pomocy których radiesteta wyczuwa promieniowanie i… deklaruje jego wartość.

Odry 06

Tu niestety wylazł mój sceptycyzm. Niczym niewierny Tomasz – jak nie zobaczę to nie uwierzę. Poczekam, aż ktoś kiedyś wymyśli coś dokładniejszego od różdżki, a póki co nie potrzeba mi fantastycznych teorii by zachwycić się kręgami zagubionymi w puszczy.

Odry 03

Zapadał zmierzch, a chodzenie po tajemnieczym, zagubionym na pustkowiu miejscu wywołuje dodatkowe emocje. Zwłaszcza jeśli zobaczy się dziwny lej z polodowcowym oczkiem o średnicy około jednego metra. Naturalnie ukszatłtowany teren, a dziura iście diabelska, że tylko patrzeć jak złe licho z niej wyskoczy.

Odry 01

Tym bardziej, że wokół liczne pagórki kurhanów, które kryją pod sobą szczątki pradawnych mieszkańców tych lasów, budowniczych owych kręgów. Ponoć takich kurhanów jest w Odrach trzydzieści.

Odry 02

Było już prawie zupełnie ciemno gdy odjeżdżaliśmy z leśnego parkingu, Ślepo zaufaliśmy samochodowemu GPS-owi zakładając, że jeśli wrzucimy jako miejsce docelowe Gdańsk i trasę najszybszą, to skieruje nas na ową drogę nr 22 i autostradę. Bylismy już chyba jednak zbyt daleko w puszczy. Jechaliśmy i jechaliśmy z żółwią prędkością leśnymi wertepami, obawiając się by przy wpadnięciu w jakąć dziure nie uszkodzić zawieszenia. Każde nstępne skrzyzowanie, które miało doprowadzić nas do upragnionego asfaltu okazywało się spotkaniem z koejną leśną drogą. W końcu samochodowy program wprowadził nas na leśną drogę tak nierówną, że nadawałaby się bardziej dla quadów niż naszego miejskiego auta. Niepokojąco brzmiała też tabliczka u wlotu na ten szlak: „Droga doipuszczona do ruchu kołowego”. Napis sugerował, że nie było to takie oczywiste i dlatego może owa droga nie wyglądała na zbyt często używaną. Wjechać na nią przy niskim zawieszeniu naszego  citroena to jakby prosić się o przymusowy nocleg w lesie. A tymczasem GPS pokazał kierunek tej drogi: Stara Kiszewa – pięć kilometrów.

– O niech to szlag! Jedziemy na północy wschód! Lasami na przełaj do Gdańska zamiast do autostrady!

Nie bawiąc się w dalsze poszukiwania zawrócilismy, a jako cel podróży ustawiliśmy Czersk. Najważniejsze, żeby dostać się do asfaltu! Długo to trwało ale z czasem pojawił się bruk, t.zw. kocie łby co i tak wydawłąo się luksusem. Kiedy jednak wyjechaliśmy na asfalt drogi krajowej, nie moglismy wyjść z podziwu, że można zbudować coś tak równego. Niech nikt nie wybrzydza na niedoskonałosci naszych dróg zanim nie pojeździ wieczorem po leśnych ostępach.

Kiedy dojechaliśmy do domu był już wieczór. Kolację skończyliśmy po północy, Trochę nie za bardzo udało się nam świąteczne leniuchowanie, ale co zobaczylismy to nasze.

Gdańsk, 03.01.2011; 00:55 LT

Komentarze