ODKRYCIA LENIWEGO PORANKA

                                 

Deszczowy, niedzielny poranek w Szczecinie. I leniwy. Takie lubię najbardziej. Uwielbiam takie chwile kiedy można pic poranną kawę bez nerwowego spoglądania na zegarek.

Takie zupełne lenistwo to to znów nie było, bo zdążyłem juz dzisiaj przejrzeć służbową  pocztę. Na szczęście zajęło mi to tylko półtorej godziny, a ponieważ wygrzebałem się z poscieli już o dziewiątej, pozostało mi jeszcze sporo czasu na leniuchowanie. Czasami odnoszę wrażenie, że własciwa organizacja czasu to trzy czwarte sukcesu. Problem w tym, że u mnie z dyscypliną w tym zakresie jest bardzo krucho. Zawsze miedzy jedną pilną pracą a drugą znajduję dziesiątki znacznie mniej ważnych zajęć, które jeśli odłożę, to na pewno pójdą w zapomnienie. No i daję się im uwieść „tylko na chwilkę”, w która to chwilkę chyba sam nie wierzę.

Dziś na przykład miałem zająć sie też wyborem nagrobka dla mamy. Chcemy, zeby był gotowy na Wszystkich Świętych, a ponieważ przez cały wrzesień będę prawdopodobnie nieobecny, trzeba pomysleć o tym zawczasu. Potrzebne jest jakieś jej zdjęcie. Zajrzałem do albumów no i utonąłem. Zima w Beskidach, sylwestrowe popołudnie na Połoninie Caryńskiej, stupaczki w Slovenskim Raju, wieczorne posiedzenia przed kominkiem, wystepy dzieciaków w przedszkolu.

Paulina gimnazjalistka oglądała z koleżanką z Jelonki, która akurat trafiła do Szczecina na wakacje jakis film (to też w ramach leniwego poranka bo dziewczyny zorganizowały wspólny nocleg), a ja przezrucałem kartki kolejnych albumów. Ech, jakże się czymś takim nie podzielić?

O Niemcowej wspominałem tu już niejednokrotnie. Nie ma na świecie piekniejszego widoku niż swiatło świecy w samotnej chatynce wysoko w górach. Obietnica ciepła i bezpieczeństwa. A gdy jeszcze się wie, że w środku czekają dawno nie widziani znajomi. Zima, biel sniegu i gwiazdy na niebie to już tylko skromny dodatek.

Ten makabryczny żart zarejestrowałem na kliszy w Bieszczadach. Niestety, w tym roku czytałem o psie który na prawdę padł przy budzie, bo jego pan w upały zapomniał dac mu

wody.

Powrót z zupełnie pustej w sylwestra Połoniny Caryńskiej. Sami torowalismy sobie drogę w śniegu po uda. Mało kiedy tak zmarzłem jak wtedy za sprawą przenikliwego wiatru, ale wiele sylwestrów poszło w niepamięć, a ten jest wciąż żywy.

Nagrodą za trudy górskiej wędrówki było picie wina przy kominku w noworoczne popołudnie w bardzo kameralnej atmosferze z dźwiekami gitary w tle.

A z uciech miejskich tradycyjne karmienie gołębii w Krakowie przez moich jeszcze wówczas bardzo młodych przedszkolaków.

No to poleniuchowałem. Pora pomysleć o obiedzie.

Szczecin, 13.08.2006  13:25 LT

Komentarze