OAKLAND

Nie zążyłem już nic więcej napisać. Tamta noc w hotelu, podczas której miałem odsypiać poprzednie, okazała sie najbardziej pracowita. Byłem prawie non-stop na linii z naszym biurem w Polsce i przez nasz serwer załatwialem nie cierpiące zwłoki w Europie sprawy. Skończyłem o piątej nad ranem mojego czasu. O dziewiątej miałem kolejne telefony,  więc juz nie opłacało sie zasypiać ponownie. Poszedłem na śniadanie. Potem na krótki space po Oakland i znów do pracy, do komputera. Następnej nocy pobudka o trzeciej. O wpół do szósstej wyjazd na statek i nie kończące się inspekcje zbiorników. Ten dzień wystarczyłby za kilka wizyt w salach gimnastycznych. Przeciskałem sie przez tak wąskie otwory, że dwukrotnie traciłem zerwany radiotelefon, raz zegarek (zerwałem pasek i nie moge go teraz nosić), a wiecznie klinująca sie latarka doprowadzała mnie do szału. Poetem wziąłem prysznic, położyłem się w koi i dalej już nic nie pamiętam oprócz porannego budzika.

Za chwilę odpływamy z San Francisco, więc juz nie ma czasu na opisy, tylko same zdjęcia ze spaceru po Oakland. Jack London Square z moją ulubioną rzeźbą – wizerunkiem Cheemah, figurą wilka, jachtem Potomac należącym kiedys do prezydenta USA i zwanego przez to pływającym Biały Domem oraz z siedzibą „Trybuny Oakland” – tutejszeego dziennika, który otrzymywałem i ja w hotelu. Największą ciekawostką dla mnie były jednak pociągi zmierzające na tutejsza stację ulicami miasta, niczym u nas tramwaje.

 

 

   

  

  

 

 

San Francisco; 16.05.2007; 14:50 LT

Komentarze