O DEKLARACJACH I ROZLICZENIACH

                         

Przyspieszyłem troszeczkę i dzieki temu nadrobiłem parę biurowych zaległości. Widać już swiatełko w tunelu. A potem znów kolejny wyjazd i kolejne raporty zaczną sie od nowa.

Polskie Koleje Państwowe zlikwidowały ostatecznie wieczorne połączenie bezposrednie między Szczecinem a Gdynią. Dowiedziałem się o tym dziś kiedy postanowiłem, że na weekend pojadę pociągiem, bo wygodniej i bezpieczniej biorąc pod uwagę śliskie, zmrożone drogi. Teraz aby wrócić mam do wyboru albo zbierać się w podróż zaraz po niedzielnym obiedzie, albo jechać całą noc z przesiadką w Poznaniu. Drogę przez Poznań testowałem już kilkakrotnie, ale traktowałem ją jako wariant wyjatkowy a nie opcję podstawową. Nie odpowiada mi ani szybki wyjazd ze Szczecina ani nocna tułaczka, więc stawiam po raz kolejny na samochód. Ma to tę zaletę, ze przynajmniej tradycyjnie posłucham radia. Nie umknie mi piątkowa lista przebojów ani niedzielna Dobra-nocka.

Ostatnio ów nocny program podjął temat noworocznych deklaracji. Ja jakoś nigdy nie miałem cierpliwości do deklarowania czegokolwiek w Nowy Rok, urodziny albo w poniedziałek. Doskonale natomiast wychodziły mi akcje spontaniczne, zawiązywane ad hoc. Znajomi od dawna tłumaczyli mi na przykład, ze cukier zabija prawdziwy smak herbaty, lecz próby przymuszenia się do sprawdzenia ich teorii spelzały na niczym. Potrzeba było dopiero reprezentacji Kamerunu, która na mistrzostwach swiata pokonała Argentynę 1:0, bym wraz zostatnim gwizdkiem sędziego orzekł, że wszystko sie wywaliło do góry nogami więc pora przestać słodzić. Gorzką herbatę piję od lat bez mała szesnastu i muszę stwierdzić, że koledzy mieli rację. Słodka to zwykły ulepek. Dopiero w gorzkiej można odkryć całą paletę subtelnych smaków i aromatów.

Nigdy też nie udało mi się zrealizować (a często nawet rozpocząć) jakiejkolwiek diety nawet od poniedziałku. Wystarczyło jednak jedno wstrząśnięcie sobą w czwartek, najzwyklejszy ze zwykłych, bym przez nastepne cztery miesiące zrzucił szesnaście kilogramów. „Chcesz być szczupły – nie żryj tyle” powtarzałem zdumionym kolegom przepis na dietę cud według kabaretu „Otto”. Ponieważ dieta z założenia nie może trwać wiecznie, efekt jojo natychmiast zrobił swoje, ale pewnego zwykłego dnia pokazałem jeszcze raz, ze potrafię i znów się udało, do następnego efektu jojo J To tak jak z rzucaniem palenia reklamowanym jako bardzo łatwe przez gościa, który twierdził, że nawet on wielokrotnie je rzucał z sukcesem.

Gdybym miał podjąć zobowiązanie o pilnej nauce trwającej lat siedemnaście, która miała zaprowadzić mnie krok po kroku na oceany by dowodzić po kolejnych latach stalowymi kolosami, straciłbym motywację już po trzech miesiącach. Dlatego z ogromnym zdziwieniem przyjąłem przed laty komentarz moich kolegów z lekką nutą zazdrości, że nimi rzuca nurt życiowych losów we wszystkie strony, a ja małymi kroczkami miesiąc po miesiącu płynę ku z góry obranemu celowi. Takiego siebie jeszcze nie znałem J Ale to było krótko przed ożenkiem i potem tak zaczęło mną rzucać, jakbym znalazł się w rejonie ryczących czterdziestek na bezkresach południowych oceanów.

Nawet bloga zacząłem pisać spontanicznie w czwartek 13 stycznia, pewnego popołudnia spędzanego w hotelu w oczekiwaniu na statek. I dobrze, że nie czekałem do poniedziałku, bo być może ochota by mi przeszła, albo czasu bym nie miał i pomysł trafiłby do lamusa.

Dlatego też żadnych deklaracji noworocznych nie podejmowałem.. Jak będzie trzeba, to zadeklaruje coś czternastego lutego albo dwudziestego siódmego września – wszystko jedno, byle nie czekać. Bo jeżeli coś się chce zrobić, to się po prostu robi. Jeżeli zaś się nie chce, to lepeij wynajdywać „okrągłe” daty, dzięki czemu zyskuje się jescze parę dni cudownie podarowanej dyspensy.

Koniec roku, koniec lata, koniec zimy, koniec tygodnia za to nastrajają mnie rozrachunkowo. Zastanawiam się wtedy co się zmieniło w moim życiu, uzmysławiam sobie szybkość przemijania, wykonuję rachunek sumienia. Tak, koniec bardziej mnie skłania ku refleksji niż początek

W końcówce tego roku zbyt szybko akcja się toczyła bym mógł skupić się dłużej na owych rozmyslaniach i jeszcze przelać je na blog. Aż sam się dziwiłem, że północ, mimo iż hucznie odstrzelona z rac i szampanów, jakoś głupio, szybko i bez echa przeminęła. I że nowy rok przyszedł u mnie tak jak nowy dzień albo co najwyżej tydzień. Pewnie bym przelał na klawiaturę owe myśli pochowane w zakamarkach, gdybym spędził sylwestrowy wieczór gdzieś w chacie nad morzem albo w górach, nie rozpraszany zgiełkiem hucznych imprez. Uleciało. Widocznie tak miało to wyglądać jeśli wyglądało. Widocznie los chce mi podrzucić inne tematy, w innych okolicznosciach podejmowane. Będę więc pisać to co mi pisane.

Gdynia, 06.01.2006; 00:50 LT

Komentarze