NOWY WPIS O PIĄTEJ NAD RANEM

                      

Jest piąta nad ranem, początek grudnia… moznaby sparafrazować słowa słynnego songu Leonarda Cohena. Na tym w zasadzie podobieństwa się kończą bo ani to New York, ani list, ani żadna Jane nie śpi tu obok. Jakoś tak mi się skojarzyło gdy spojrzałem na zegar.

Tradycyjnie wykorzystuję różnicę czasu oraz to, że organizm nie zdążył się zaaklimatyzować i wstaję w środku nocy, żeby spokojnie popracować.

Samochód z wypożyczalni trafił mi się całkiem spory jeżeli mierzyc go po europejsku, ale zanim  dojechałem nim ze stacji Avisa pod statek stoczyłem nierówna walkę z siedzeniem kierowcy. Zablokowało się i nie sposob było go odsunąć nieco do tyłu. Trochę mnie ta awaria wyprowadziła z równowagi, ponieważ identyczna rzecz przytrafiła się w moim własnym aucie i na dodatek mimo zgłoszenia nie została naprawiona podczas okresowego przeglądu. Co ja jestem, człowiek demolka? Kosiarz przednich siedzeń samochodowych?

Postanowiłem wrócić, ale dopiero po odcumowaniu statku. Stałem na kei i przyglądałem się jak zrzucają z polerów i wciągają na statek kolejne liny, aż w końcu statek drgnął lekko pociągnięty przez holowniki i powoli zaczął oddalać się od nabrzeża. Pomachałem załodze na pożegnanie, a oni mi. Tyle razy stałem z pilotem na mostku w podobnych sytuacjach i obserwowałem ludzi związanych ze statkiem, którzy po chwili zatrzaskiwali drzwi swoich samochodów i opuszczali keję. Zawsze chciałem spróbować jak to jest z tamtego punktu widzenia. I właśnie kolejny raz to testowałem. Na pewno można im pozazdrośćić spokoju oceanicznej podróży. Zanim dopłyną do Brazylii minie kilkanaście dni. Dni wypełnionej pracą, ale też nie zakłócanej turbulencjami życia lądowego. Pełen spokój. Nie to co u mnie, liczącego nerwowo upływające godziny awarii oprogramowania naszego systemu poczty elektronicznej. Nie dość, że wszystko dupnęło (wirus jakiś?) i pozostały w zasadzie głównie telefony, to jeszcze zdaję sobie sprawę z tego, że jak system ponownie ruszy, zasypie nas lawina poczty. Każdy dzień to od 70 do 200 e-maili, które trzeba przeczytać i do wielu się ustosunkować. Awaria wydarzyła się wkrótce po moim wyjeździe więc już minęła ponad doba. Góra nieprzeczytanej korespondencji rośnie.

Zanim zrzucono z polerów cumy naszego statku, chętnie korzystały z nich pelikany.

Kiedy statek został obrócony przez holowniki, zwolnił je i ruszył w kierunku wyjścia na ocean, zatrzasnąłem i ja drzwi samochodu i ruszyłem, najpierw do Avisa. Pani nie zastanawiała się długo tylko od razu dała mi inne auto. Chrysler PT Cruiser. Nie jest wielkie, ale charakterystyczne, stylizowane na pojazd przedwojenny.

Trasa nie była zbyt skomplikowana. Prawie całość pokonałem trzymając się autostrady międzystanowej nr 95. Mogę stwierdzić, że autostrady europejskie są znacznie bardziej dopieszczone, ale cóż mi, człowiekowi z ojczyzny Piastów i Jagiellonów, gdzie nierestaurowane drogi też pamiętają odległych przodków narzekać na ewentualne braki w kosmetyce.

Po dwóch godzinach jazdy dotarłem do Jacksonville, gdzie zdziwiło mnie nieco wytyczenie highwaya wprost przez miasto. Żadnej obwodnicy. Wkrotce potem opuściłem Florydę i znalazłem sie w Georgii. Tam zrobiłem małą przerwę na popas. Popas polegał na kawie z donutem, bo wczesny obiad jadłem jeszcze na statku, a kolację zamierzałem spożyć po przyjeździe do Savannah.

W dalszej drodze zwróciła moją uwagę zdecydowana zmiana szaty roślinnej. Palmy stawały się coraz większą rzadkością, a zoraz częściej pojawiały się lasy zblizone do tych z naszej strefy geograficznej. No i te płaskie, rozległe równiny pokryte morzem traw!

Troche niepokoiły mnie znaki przy drodze informujące miejscami o zwiększonych karach, za przekraczanie prędkości (do 1000 USD) . Na wszelki wypadek starałem się nie dociskać pedłau gazu ponad dopuszczalny limit.

Dokładnie o dwudziestej zatrzymałem się przed hotelem. Byłem niemal w centrum Savannah i stosunkowo blisko portu gdzie nazajutrz miał zacumować mój statek.Zegar biologiczny ustawiony wciąż na czas polski domagał się już snu, więc z rezygnowałem z rozglądania się za kolacją. Uzupełniłem tylko paliwo w pobliskiej stacji benzynowej i zjadłem hot doga. Przy okazji poznałem miejscowe zwyczaje. Aby móc zatankować paliwo przy opłacie gotówką, należy najpierw zdeponować u sprzedawcy odpowiednią kwotę. Niezależnie od tego groźny poster informuje, że odjazd ze stacji po zatankowaniu bez uregulowania należności będzie skutkować utratą prawa jazdy. „Jeżeli odjedziesz, to będzie twoja ostatnia jazda!” grzmi groźnie szeryf z plakatu trzymając w ręce skonfiskowane prawo jazdy.

Savannah, 07.12.2005  06:10 LT

Komentarze