NORWEGIA ZRANIONA


Początkowo  zlekceważyłem tytuł na portalu „Gazeta” informujący o zamachu. Było późne, piątkowe popołudnie, miałem jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia w biurze, a cóż takiego mogłoby się wydarzyć w spokojnej Norwegii?

Potem poszliśmy z Moim Aniołem do kina, a kiedy wróciliśmy do domu, „TVN 24” informowała właśnie, że po północy będą kontynuowac specjalny program poświęcony eksplozji w Oslo oraz strzelaninie na wyspie Utoya. Siedemnaście śmiertelnych ofiar. Byliśmy wstrząśnięci bezsensownością tego aktu terroru, ale czy jakikolwiek atak terrorystyczny ma sens?


Wkrótce poszliśmy spać, a rano żółty pasek na ekranie telewizora pokazywał bilans: 87 ofiar.

– Rozumiesz coś z tego? – Przecież mówili o siedemnastu.

– Na pewno chodzi o wszystkie ofiary, zabitych i rannych – odrzekłem z łazienki. Kiedy wyszedłem, wątpliwości już nie było. To wszystko zabici. Zresztą ich liczba wkrótce przekroczyła dziewięćdziesiąt. Masakra…

Wszystkiego dokonał ponoć (śledztwo jest w toku, nowe fakty pojawiają się co chwilę) tylko jeden człowiek. Jeden szaleniec, który napisał, że „jeden człowiek wiary wart jest tyle co sto tysięcy ludzi wierzących jedynie w robienie interesów”.

Mówi się, że wiara potrafi przenosić góry. Jak widać, może. W Europie wciąż jeszcze żyją ludzie, którzy z krzykiem budzą się w środku nocy na wspomnienie koszmarów za sprawą wizjonera, który siedemdziesiąt lat temu wymordował miliony ludzi i obrócił w ruinę całe kraje w imię wiary w wyższość jednej rasy nad drugą. Wciąż jeszcze przechodzą ciarki na samo wspomnienie innego wizjonera, zwycięzcy tamtej wojny, który połowę podzielonego świata prowadził jedyną słuszną drogą ku powszechnemu szczęściu. Drogą znaczoną drutami kolczastymi i ogromnymi dołami w ziemi wypełnionymi stosami trupów tych, którzy mieli inne poglądy.

Wydawałoby się, że Europa po takich doświadczeniach musi być skazana na pokój i spokój. Że na tej ziemi nie narodzi się już żaden inny szaleniec. Umysł ludzki rządzi się jednak swoimi prawami.  Nie zdesperowany biedak, nie pozbawiony przyszłości bezrobotny, nie skrzywdzony przez los albo złych ludzi mściciel, lecz najnormalniejszy trzydziestolatek o łagodnej twarzy i spokojnych oczach, wychowany w jednym z najzamożniejszych krajów świata, wziął się za tego kraju naprawianie, przepojony głęboką wiarą w swe idee. „Zrobiłem rzeczy potworne, lecz konieczne”, powiedział po zatrzymaniu bez odrobiny skruchy, nadal silny swoją wiarą.

Przypomina mi się „Kabaret” i pamiętna scena prześlicznej piosenki o łące i ptaszkach śpiewanej ckliwie przez gładko uczesanych chłopczyków, która z każdą następną zwrotką nabiera tempa, innej treści by w finale przerodzić się w przerażający hymn opętanego tłumu z histerycznym „tomorrow belongs to me”. Zawsze przechodzą mnie ciarki ilekroć oglądam ten fragment filmu. I słowa głównego bohatera, skierowane do przyjaciela, Niemca gdy rozbrzmiewają ostatnie takty.

– Wciąż wierzycie, że jesteście ich w stanie powstrzymać?

No właśnie. Wciąż wierzysz Europo? Narody za mordę chwyta się małymi kroczkami. Wolność tracona jest po kawałeczku, niegroźnie, aż nagle pewnego dnia okazuje się, że odwrotu juz nie ma. Po latach bezpardonowego ścigania wyznawców zabronionych, neonazistowskich idei, przyszła tolerancja. Bo jest demokracja, dobrobyt, mądrość społeczeństw, a krzykacze, ekstremiści różnych opcji to taki polityczny folkor. Nawet jeśli nawołują do wieszania na drzewach albo strzelania, to przecież nikt na to nie pozwoli. Nie musi. Sami wezmą. O czym boleśnie przekonała się w piątek Norwegia i cały cywilizowany świat.

Sopot, 23.07.2011; 21:15 LT

Komentarze