Już kilka miesięcy temu obiecałem Paulinie weekendowy wypad, lecz ciągle wyskakiwało coś ważniejszego. Kończy się rok i warto nie wkraczać w nastepny z zaległościami. Dlatego umówiliśmy się na ten piątek. Lot do Barcelony jest bardzo korzystny czasowo. Będziemy tam juz o 11:20. Wylot z powrotem zaś w niedzielę o 14:10. To nam daje pełne dwie doby w stolicy Katalonii oraz jako bonus noc we własnym łóżku przed poniedziałkową szkołą albo pracą. Inne ciekawe miasta aż tak sprzyjających (z naszego punktu widzenia) połaczeń lotniczych nie mają.
Minusem jest konieczność dotarcia do Warszawy dość wcześnie, żeby zdążyć na lot do Monachium o 06:25. Oznacza to nieprzespaną lub prawie nie przespaną noc w podróży. Cóż, trzeba będzie to jakoś przetrwać. I tak dobrze, że nie jadę samochodem.
Samochodem pojechałem do Szczecina w ubiegły weekend. Powrót wypadł mi w nocy z niedzieli na poniedziałek i juz niedługo po starcie rozpoczęły się kłopoty z sennością. Postanowiłem zrobić postój w Rymaniu. Najpierw krótka drzemka, potem kolejny red bull i dalsza jazda. Lecz tylko do Koszalina. Tam znów zjechałem na odpoczynek. Tym rzazem drzemka była dłuższa i z niepokojem stwierdziłem, że jak tak dalej pójdzie to zamiast kilku godzin, podróż do Gdyni zajmie mi całą noc.
Po chwilowym otrzeźwieniu ruszyłem dalej, zastanawiając się, czynastępny przystanek planować w Sławnie czy może dopiero w Słupsku. Ledwie jednak przekroczyłem rogatki Koszalina, zadzwonił Anioł. Telefon komórkowy to jednak świetny wynalazek, a bluetooth dzielnie mu towarzyszy. Rozmowa pozwoliła zapomnieć mi o zmęczeniu.Rozmawialismy, kiedy przejeżdzłem przez Sianów, kontynuowałem dialog przejeżdżając przez Słupsk oraz Lębork, a rozłączyliśmy się dopiero kiedy byłem ww Wejherowie. W doskonałej formie. Senność przeszła mi zupełnie. Anioł potrafi zdziałać cuda !!! Nie była to bynajmniej rozmowa o niczym, wypełniacz czasu. Raczej coś w stylu: "Nocne Polaków rozmowy". Czas płynął bardzo szybko. Było prawie tak, jakby Anioł siedział tuz obok mnie, jak zwykle. Piszę "jak zwykle", bo samochód jest wyjątkowym katalizatorem naszych rozmów. Nawet stojąc pod blokiem, nie jesteśmy w stanie tak po prostu wysiąść. Bywa, że gadamy jeszcze kilkadziesiąt minut, wydawać by sie mogło, że wbrew zdrowemu rozsądkowi. Ale tak już jest, że każda rozmowa ma swój czas i miejsce. Gdybyśmy tak po prostu powiedzieli sobie, że dokończymy w mieszkaniu, prawdopodobnie nic z tego by nie wyszło, ponieważ przez tę chwilę przejścia z parkingu do dołu czar chwili by prysł.
Dziś nie mam tyle szczęścia, więc siedząc w kafejce internetowej na Dworcu Centralnym, męczę się nad tym tekstem, zasypiając co chwilę przed komputerem. Jeszcze dwie godziny do prztjazdu Pauliny.
Warszawa; 12.12.2008, 02:45 LT