NOCNA PODRÓŻ DO SOPOTU

          

Nie należę do ludzi specjalnie gadatliwych. Podróże w większości wykorzystuję na zajęcia indywidualne. Rzadko się zdarza bym sam nawiązywał rozmowę z towarzystwem na fotelach obok.

Po nieprzespanej nocy w samolocie (nie mogłem sie oprzeć przyjemności ponownego obejrzenia „Pięknego umysłu” konfrontując przy okazji polskie tłumaczenie pamiętane z kina i DVD z oryginalną ścieżką dźwiękową, na którą byłem skazany podczas podrózy, a potem zająłem się słuzbową korepondencją) i napiętym do granic rozkładem kilkugodzinnego pobytu w Szczecinie, uznałem, że nocną podróż do Sopotu świetnie wykorzystam na odespanie.

PKP wraz z nowym rozkładem uczyniła mi niespodziankę. Zlikwidowała wagony sypialne na pokonywanej przeze mnie trasie. Nie dość więc, że ze Szczecina do Gdyni zmuszony jestem podróżować przez Poznań (przesiadka) to jeszcze skończył się quasi-komfort snu w pozycji horyzontalnej.

W Szczecinie tradycyjnie szukałem pustego przedziału. Znalazł się.

– A co pan tak te zasłonki pozasłaniał? – zapytał męski głos zanim zdążyłem zdjąć kurtkę. Głos wskazywał na wyraźne „promile” we krwi i kontynuował: – Można?

– Oczywiście. Wszystko jest wolne. Proszę bardzo.

– To ja sobie tu usiądę – wskazał na miejsce przy drzwiach. Ja siedziałem przy oknie, po przekątnej.

– Proszę. – skinąłem głową.

– Czy nie przeszkadza panu jeśli wypiję sobie piwko? Nie będę panu zawracać głowy. Niech pan sobie czyta – kontynuował mężczyzna widząc, że wyciągam plik korespondencji, którą zdążyłem wyjąć ze skrzynki na listy, ale nawet nie próbowałem czytać w domu.

– Bo ja wie pan, pokłóciłem się z żoną – kontynuował wbrew zapowiedzi, że nie będzie mi przeszkadzać – Jako były kolejarz mam 99% zniżki, więc postanowiłem gdzieś pojechać. Pojadę sobie do Krzyża, napiję się tam piwa, a jutro wrócę. Może jej przejdzie.

Rozbawił mnie ta podróżą „na złość żonie”. Przestałem czytać na moment.

– Czy są tu jakieś wolne miejsca? – zapytała jkaś dziewczyna.

– Tak. Prosze bardzo.

– Dwie dziewczyny, Polki studiujące w Danii zapakowały się do przedziału ze swoimi chłopakami: Rumunem i Chilijczykiem, z którymi podróżowały z Odense do Białegostoku.

– Musimy jeszcze jeszcze tylko jakoś wyprawic naszego innego kolegę z chile, który ma jechać do Wrocławia. On słabo mówi po angielsku i zupełnie nie zna polskiego. Kolega został poinstruowany, że pociąg do Wrocławia przyjedzie na ten sam tor po naszym odjeździe. Budząca zaufanie grupka oczekujących została poproszona o „opiekę” nad obcokrajowcem, by na pewno wsiadł do własciwego pociągu.

Nasz skłócony z żoną współpasażer zaraz potem rozpoczął rozmowę ze studentami. Niespodziewanie zrobiło się wesoło i sympatycznie. Przegadaliśmy w efekcie prawie całą drogę do Poznania.

– Podróże są fajne bo można pogadać z takimi ludźmi jak wy. Ja niewiele w życiu widziałem, ale wy uczcie się i korzystajcie z możliwości – niespodziewanie przytomnie i rozsądnie zaczął swoje pożegnanie ów drobny pijaczek.

– Korzystajcie póki jesteście młodzi. Ja mam już sześćdziesiąt dwa lata. Pan – wskazał na mnie – nie wiem, ale wygląda starzej ode mnie…

Parsknięcie śmiechem studentów złgodziło nieco ten „komplement”. Chyba aż tak źle ze mną nie jest, ale najwyższa pora zadbać o siebie J

(PONIEWAŻ OPOWIEŚĆ WYSZŁA ZBYT DŁUGA, CIĄG DALSZY W NASTĘPNYM WPISIE)

Komentarze