NIKIFOR – POWRÓT DO SZCZECINA

Syndrom weekendu. Z biura wyszedłem grubo po północy. No cóż, awarie przytrafiają sie w najmniej sprzyjających okolicznościach, a jeśli dodać do tego róznicę czasu w stosunku do zachodniej półkuli, okazuje się, że takie wieczorne działanie staje się koniecznością.

O czwartej nad ranem miałem zamiar wyjechac do Szczecina, ale w tej sytuacji przesunąłem swój wyjazd na szóstą.

Zbyt mało było niespodzianek, więc także dom przywitał mnie jedną. Brak prądu. Cholera, wiosna roku 2008 dostanie chyba miano pory roku nazanczonej pietnem elektrycznych awarii. Pomimo wymiany jednego podejrzanego kabla i pomimo wyłączonych wszystkich urządzeń (łącznie z lodówką) bezpieczniki uporczywie wywalało po kilkunastu minutach zasilania. W końcu się poddałem i około drugiej poszedłem spać. Ani chybi czeka mnie kucie kolejnych ścian.

Wstałem kilka minut po piątej, przy świecach zjadłem śniadanie, przy swiecach się umyłem i około szóstej wyruszyłem w podróż.

Wiosna wybuchła juz cała swoją energią. Drzewa i krzewy zielone, a gniazda na rozmaitych słupach zasiedlone są już przez bocianie pary. Ptaków zresztą juz ałe mnóstwo. Tydzień temu, kiedy przyjechałem do Gdyni około czwartej nad ranem, byłem świadkiem niesamowitego ptasiego koncertu. Była zupełna cisza, miasto pogrążone w głębokim śnie, a ptaki ćwierkały, kwiliły, szczebiotały jak oszalałe. Szkoda, że moja wiedza w tym zakresie jest niemal zerowa (potrafię odróżnić ćwierkanie wróbla od krakania wrony lecz prawie nic poza tym) bo mógłbym nic nie widząc, wiedzieć czyim jestem sąsiadem.

W Szczecinie żółto (i nie tylko) od kwiatów pośród traw.

   

Po obiedzie zjedzonym z tatą i bratem, zrobiłem drugie podejście do wystawy Nikifora. Tym razem już z pewnością sprawdzonych  u źródeł terminów.

   

W zamkowej galerii wielkich tłumów nie było, ale też ruch był zauważalny. Co chwilę dodchodziły nowe osoby. Wśród nich spotkałem człowieka, z którym ładnych parę lat temu pływałem na jakimś statku, a w wielkanocną niedzielę spotkalismy się przypadkiem na lotnisku w Berlinie. On wracał ze swojej podróży, a ja ze swojej. A teraz znów spotkalismy się na Nikiforze. I okazało się, że ja spędzałem wiele z wakacyjnych wypadów w okolicach Piwnicznej, a on w Krynicy. Przywiódł więc nas tu po trosze sentyment do Beskidu Sądeckiego. Przy okazji on opwoedział mi o grobie Nikifora w Krynicy, który w odróżnieniu ode mnie miał okazję nawiedzić.

   

Ilekroć rozmyślam o twórczosci Nikifora, a owa tajemnicza postać towarzyszy mi niemal od początku (ściślej od czasu, gdy jako dzieciak usłyszałem piosenkę zespołu No To Co, o niezrozumiałym wtedy dla mnie tytule „Nikifor”, opowiadającą o jakichś nieznanych mi obrazach, po film Krauzego „Mój Nikifor”, który wywarł na mnie wielkie wrażenie), zawse zastanawiam się na czym polegała wielkość tego malarza. W czym jego obrazy, malowane na kawałkach tektury, pudełkach po papierosach, niezadrukowanych stronach plakatów i innych przypadkowych kawałkach papieru za pomoca najtańszych, szkolnych przyborów, były lepsze od prac uczniów na przykład liceów plastycznych albo wielu innych „prawdziwych” malarzy. Do dziś to pytanie pozostaje dla mnie bez odpowiedzi. Moja podstawowa wiedza z zakresu malarstwa okazuje się niewystarczająca. Czy była to tylko przejściowa moda na TAKIE obrazy, czy rzeczywiście geniusz krynickiego artysty samouka? Czy jego zasługa polegała na uwiecznianiu beskidzkich krajobrazów, czy też może najważniejsze w jego twórczości były owe wizje tworzone przez wybitny umysł ograniczony jednak umiejętnosciami ich wyrażenia? Odpowiedzi nie znalazłem również w folderze wydanym z okazji wystawy.

Dla mnie najważniejsze są owe beskidzkie krajobrazy, naznaczone kopułami cerkwi oraz kosciołami.

Na wystawie „odkryłem” budynek stcyjki w Piwnicznej.

Stacyjki zupełnie innej (piękniejszej!) od tej , którą znam z własnych wędrówek.

Jest tam tez kosciół w Grybowie, w którym nigdy nie byłem, lecz wielokrotnie oglądałem z okien pociągu wspinającego się charakterystyczną (i rzadką) serpentyną torów kolejowych na stok pobliskiej góry.

Uwielbiam obrazy Nikifora za te jego stacyjki oraz powtarzającą się temtyke torów kolejowych. Może dlatego, ze sam lubię dworce oraz kolejowe szlaki.

Koscioły, biskupi, święci przypominali mi zaś o tym moim pierwszym spotkaniu z Nikiforem, kiedy nie wiedziałem o nim jeszcze nic oprócz słów piosenki.

Z folderu (tekst pana Zbigniewa Wolanina) dowiedziałem się natomiast o tajemniczym epizodzie z jego zycia, kiedy razem z innymi Łemkami został wysiedlony z ukochanych gór w 1947 roku w ramach akcji „Wisła”. Wiadomo, że przebywał na Ziemiach Zachodnich. Nie zachowały się dokumenty mówiące gdzie przebywał na owej przymusowej tułaczce, a sam Nikifor nie potrafił tego powiedzieć. W jego obrazach z tego okresu ukazuja się jednak porty i oceaniczne statki, przemieszane z cerkwiami i Beskidami w tle. Ponoć na jednym z obrazów znajduje się wiernie odtworzona architektura Gorzowa, więc z duzym prawdopodobieństwem mozna stwierdzić, że ten port oraz statki inspirowane były tym, co widział w Szczecinie. Tym bardziej, że na jednym z obrazów widać i wielki statek, i mnóstwo domów (duże miasto) i jadacy jedną z ulic czerwony tramwaj.

Wystawa byłaby więc także symbolicznym powrotem artysty w miejsce gdzie kiedyś tworzył.

Mniej istotnym dla mnie choć, znaczącym w dorobku artysty są rozmaite obrazy przedstawiające dziwne budynki tajemniczych urzędów, fabryk, banków i.t.p. Świadczą o fascynacji tego człowieka obcymi i niezrozumiałymi zapewne dla niego elementami architektury zwiazanej z przemysłem i gospodarką. Ich geneza (o ile rzeczywiście taka była) przypomina mi trochę genezę przedszkolnych rysunków mojego syna, który na kartkach papieru przedsatwiał rozmaite dziwaczne i niezwykle skomplikowane i bezsensowne kształty, a na pytanie co to jest, odpowiadał niezmiennie: „maszyna jakaś”. Ciekawie byłoby utworzyć park miniaturowych budowli stworzonych na podstawie takiej niezrozumiałej lecz z respektem malowanej, surrealistycznej architektury; jak na przykład poniższa „Fabryka dolarów”

czy może bardziej nawet interesujący, także pokazany na wystawie „Posterunek powiatowy”.

Wystawa potrwa do 8 czerwca. Doskonała to propozycja na godzinne albo dłuższe oderwanie się od szarej rzeczywistości w tajemniczą krainę pełną torów kolejowych, kosciołów i cerkwi położonych na beskidzkich szlakach, gdzie święci spacerują pośród wspóloczesnych budynków.

Szczecin, 20.04.2008; 11:40 LT

Komentarze