NAD WEZERĄ

Wyjątkowo spokojny, niedzielny wieczór. Nawet wygospodarowałem czas na przedwieczorną drzemkę. Potem odwiozłem naszych techników komputerowych do hotelu i wróciłem na statek.

Wczorajsza podróż odbywała się w niesamowitych warunkach. Przez całe sześćset kilometrów jechałem po idealnie suchj jezdni przy pięknej, słonecznej pogodzie. Gdyby nie gołe gałęzie drzew oraz chłód na zenątrz, mógłbym pomyśleć, ze to nie marzec lecz lipiec. Nie to jednak było najdziwniejsze. Wyjątkowy był kontrast pomiędzy tym co widziałem dookoła, a doniesieniami radiowymi. W radiu bowiem przez cały czas mówiono o śnieżycach w Polsce, o pięciuset odwołanych lotach na lotnisku we Frankfurcie, o ogromnych korkach z powodu intensywnych opadów śniegu w Austrii, Francji i Holandii. Byłem w jakimś zupełnie innym swiecie, oderwanym od rzeczywistości. Tak dojechałem do Brake. I dopiero tutaj, gdy w samochodzie zaparkowanym na kei obserwowałem zbliżający się nasz statek, sypnęło śniegiem i sypało z przerwami przez wieczór i noc całą, a także jeszcze przed południem. Pozostaje mieć nadzieję, że do przyszlego weekendu, kiedy będę jechać w odwrotnym kierunku, sytuacja znów się unormuje.

Statek – cel mojej podróży zbliża się do Brake.

Tradycyjnie już wizyta na statku to lista problemów do rozwiązania. Lista, ktora wydłuża się z godziny na godzinę, bo przecież postój w Europie, prawie jak w domu to wyjątkowa okazja, by załatwić wiele spraw, które potem, gdy statek zawita juz na inne kontynenty, realizować bedzie znacznie trudniej. Dziś jednak to zaledwie preludium. Kierat zacznie się jutro, od poniedziałku, z nastaniem nowego tygodnia. Jeszcze więc tylko rzucę okiem na służbowe e-maile i zaraz kładę się spać. Jutro nie mogę pozwolić sobie na niewyspanie.

Brake; 05.03.2006;  22:20 LT

Komentarze