NAD MORZEM, ALE GDZIE?

Ciepłe i słoneczne popołudnie. Skorzystałem z okazji i urwawszy się towarzystwu, poszedłem zjeść lunch na świeżym powietrzu. Ogródki na Skwerze Kościuszki jeszcze stoją, chociaż ich dni zapewne są już policzone. Plaże już swiecą pustkami i na skwerze też turystów mniej.

Wziąłem ze sobą gazety i przeszukiwałem je przy okazji w poszukiwaniu nowego lokum. Biuro przenosi się wkrótce do Sopotu, więc podążę tam za nim. Szkoda mi czasu na codzienne dojazdy. Najpierw jednak poznaję okolicę. Bo jeżeli nie Sopot z zaporowymi cenami, to coś w jego pobliżu. Jeżdżę więc wieczorami, zwiedzam i próbuję wybrać. Gdynia Orłowo albo Redłowo? A może lepiej Gdańsk? Gdańsk jest bardziej atrakcyjny finansowo, oferuje więcej atrakcji w zasięgu ręki, lecz i Żabianka i Przymorze poraziły mnie szpetotą swoich blokowisk. Pobudowane w latach siedemdziesiątych, jeszcze nie zdążyły sie doczekać porządnych chodników, zadbanych skwerków, przyzwoitej infrastruktury, a już postarzały się i miejscami rozsypują. To co zrobiono w Gdańsku z nadmorskimi terenami to zbrodnia na organizmie miasta. Chociaż może nie… Szczęśliwie nie zabudowano bardzo szerokiego pasa między plażą a blokowiskami. Jest więc szanasa, że powstanie tam w przyszłości bufor zamykający brzydocie dostep do morza.

Podobne szczęście miało swego czasu centrum Szczecina. Ogromna połać ziemi, na której w czasach podstawówki grywałem w piłkę, zmieniała swoje oblicze tylko w pracowniach architektów. Jedyne co udało sie postawić to hotel Neptun, którego budowa slimaczyła się zresztą przez dwanaście lat! Dzieki temu mogły powstać tam potem budynki, które odmieniły siermiężny charakter tej części miasta.

Jutro ciąg dalszy poszukiwań. Na szczęście nie muszę się spieszyć.

Gdynia, 04.10.2005

 

 

Komentarze