– Zawołaj inego sprzedawcę.
Zawołał. Nowy miał rysy europejskie.
– Sprzedajecie mi sprzęt bez możliwości podłączenia do sieci? To przeciez bez sensu.
– Bardzo przepraszam, alo to sprzet demo, z wystawy. Kabel gdzieś zaginął. Możesz go jednak dokupić w innym sklepie. Sprzedawca (tu wskazał na Azjatę) udzieli ci rabatu.
Kierowca taksówki po raz kolejny zerknął na zegarek.
– Dobrze – zgodziłem sie zrezygnowany.
I poszedł.
Zostałem sam, bo Azjata pobiegł za nim i zawzięcie o czymś dyskutował. Przybiegł po chwili.
– Dziesięć dolarów – zaproponował.
– Co? Ja nie wiem czy uda mi sie kupić kabel poniżej tej kwoty, a jeszcze muszę jechać taksówką do innego sklepu! – coraz bardziej się wkurzałem i zaczynałem podnosić głos – Dwadzieścia!
– Piętnaście – odparł sprzedawca.
– Dobrze. Piętnaście.
Obniżył cenę do 191 dolarów, zakleił karton i odprowadził mnie do kasy. Po chwili jechałem już do innego sklepu, w którym kupiłem kabel i przejściówkę. Kosztowały mnie osiemnaście dolarów i dwadzieścia dwa centy.
W drodze na statek zdrzemnąłem sie lekko, dzięki czemu po powrocie mogłem wreszcie odebrać służbowe e-maile. Najwyższy czas, bo straciłem na zakupy ponad trzy godziny i zrobiło się popołudnie.
Przed kolacją zaczęliśmy instalować sprzęt. Włożyliśmy wtyczkę do gniazdka, kablem USB połączylismy z komputerem. Jeszcze tylko zainstalować sterownik.
– Gdzie płyta? – zapytał asystent elektryka?
– No właśnie, gdzie?
Rozpoczyna się goraczkowe przerzucanie zawartości kartonu.
– Instrukcje jest, cartridge są… Płyty… nie ma.
– Może gdzieś między palstikowymi workami? Była przecież!
– Nie ma.
Godzina 16:45. Ciekawe do której sklep jest czynny? My mamy odpływać nazajutrz o szóstej rano. Biorę rachunek, wykręcam podany na nim numer telefonu. Łączę się z działem komputerowym.
– Płyta? Czy została? Nie, nie widzę żadnej płyty.
– Musi być! Widziałem ją jak leżała!
– Moment… Jest! Była schowana w szafce! Do Canona?
– Tak do Canona!
Automatyczna sekretarka zdążyła powiedzieć mi, że sklep jest czynny do dwudziestej pierwszej, więc nie ma strachu. Dzwonimy do agenta, żeby jeszcze raz aranżował taksówkę. Przyjeżdża po dwudziestu minutach.
Tym razem nie jest już tak miło jak rano. Wszyscy wracają z pracy i na ulicach korki. W końcu jednak dojeżdżamy.
Sprzedawca (już inny) szybko wydaje płytę i po pięciu minutach możemy jechać z powrotem. Po przyjexdzie na statek poszedłem do messy na spóźnioną kolację, a potem kontynuowalismy instalację. Sterownik wgrany.
– Te cartridge coś nie pasują – sygnalizuje w pewnym momencie asystent.
– Jak to nie pasują?
c.d.n.