NA ZAKUPY (1)

          

Po raz kolejny w tej podróży przemierzam promem Cieśninę Georgia pomiędzy Wyspą Vancouver a stałym lądem. Tym razem w drodze na lotnisko i dalej do domu. Nie zagrzeję tam miejsca zbyt długo. Mój współpracownik musiał nagle lecieć poza rozkładem na inny statek i mi został „w spadku” ten planowany wczesniej dla niego. Wszystko więc na to wskazuje, że 2 listopada wyruszę w podróż do Szwecji. Tym razem wezmę swój samochód dzięki czemu będę mieć większą swobodę ruchów i nie będę czuć się „bezdomny”. Auto jest takim przyjaznym miejscem, w którym mieści się mnóstwo drobiazgów czyniacych podróż jeszcze bardziej przyjemną, a które w żadnym wypadku nie znalazłyby sie na liście do spakowania do walizki. No i radio, płyty, postoje według uznania – uwielbiam to.

Mgły nad Cowichan Bay dziś rano, gdy przygotowywałem się do wyjazdu.

Nie miałem wielkiego wyboru w Vancouver. Statek odpływał do Cowichan Bay w srodę z samego rana, więc porzuciwszy przesądy pojechałem we wtorek rano załatwić dwie sprawy. Byłem umówiony na prezentacje mierników gazu (stosowane do sprawdzania składu atmosfery w zamknietych zbiornikach gdy trzeba do nich wejść – często okazuje się, że n.p. nie ma tam tlenu) a potem miałem kupić skaner z kopiarką i drukarką do statkowego biura.

Pan w firmie przywitał mnie wylewnie. Rozmawiałem z nim dzień wcześniej przez telefon. Wyjął ofertę, z której wynikało, że zaoszczędzimy dużo pieniędzy kupując sprzęt przed 1 listopada. Brzmiało obiecująco.

– Mogę zobaczyć ten zestaw? – pokazałem na jeden z listy, którą mi pokazywał.

– Oczywiście.

Poszedł do magazynu. Czekałem pięć minut, czekałem dziesięć, ale sprzedawcę najwyraźniej coś wessało. Taksówkarz dyskretnie spoglądał na zegarek. Kazałem mu czekać, bo cała wizyta miała mi zająć maksymalnie dwadzieścia minut. Pan wrócił po kwadransie.

– Przykro mi, ale nie mamy tych zestawów w magazynie. Bardzo mi przykro.

– Trudno. Poproszę w taki razie o prospekt.

– Bardzo proszę.

Pan zaczął grzebać w szufladzie. Wyciągał przeróżne cudeńka, lecz prospektu nie znalazł. Zaproponował zrobienie kserokopii jedynego, który posiadał. Zrezygnowałem. Zacząłem dyskutować o akcesoriach. Nie wszystkie były nam potrzebne. Poza tym zamiast pompki na baterię, do jednorazowego zaaspirowania gazu przed wejściem, wystarczyłaby o połowę tańsza ręczna. Chciałem ją zobaczyć.

– Muszę pójść do magazynu – odpowiedział pan sprzedawca.

Nie brzmiało to dobrze i rzeczywiście dobre nie było. Pan wrócił po kwadransie.

– Przykro mi, ale nie mamy takich pompek w magazynie. Ale za to znalazłem broszurki! – zakończył zdanie usmiechemod uch do ucha i pokazał prospekty, o które prosiłem.

– Hm, trudno, ale dziękuję przynajmniej za broszurki – odpowiedziałem bez przekonania oglądając obrazki – A ile kosztuje taki zestaw? – pokazałem na zauważoną nagle w prospekcie inną konfiguracie.

– Ten? – pan zaczął szukać w swoim cenniku – Tego nie mam na liście, ale zostaw mi swój e-mail to poszukam i ci wyślę. Zostawiłem. I rzeczywiście wysłał. Odnosiłem jednak nieodparte wrażenie, ze zupełnie niepotrzebnie telepałem się taksówką przez pół miasta.

– Dealer najwyraźniej był nieprzygotowany – powiedziałem do taksówkarza gdy szlismy na parking – teraz powinno już póść szybciej. Jakiś sklep ze sprzętem komputerowym. Może „Future Shop”?

– Dobrze. Jest nawet niedaleko.

W sklepie jeszcze nie zdążyłem się dobrze rozejrzeć gdy pojawił się sprzedawca, narodowości prawdopodobnie chińskiej albo koreańskiej.

– Czy macie sprzęt „dual voltage”, żeby pracował przy napięciu 220V? – wiedziałem, że prawdopodobnie nie mają, lecz nie zaszkodzi zapytać.

– Nie, nie mamy – odpowiedział sprzedawca

Dla pewności zajrzałem na tabliczkę z tyłu pewnego Canona.

Trafiony! Pracuje w zakresie 100-240 V! W dodatku cena jak na kombajn przystępna: 229.99 dolarów kanadyjskich.

– Biorę ten – powiedziałem zadowolony.

Pan spojrzał na kopiarkę, a potem na półkę poniżej. Ziała pustką.

– Przykro mi, ale w sprzedaży mamy tylko to co stoi zapakowane fabrycznie poniżej. Ten model jest juz wyprzedany.

Rzeczywiście, pod wszystkimi modelami stały góry kartonów, tylko pod moim nie było nic. Zacząłem oglądać tabliczki znamionowe pozostałych kopiarek. Żadna, oprócz jeszcze jednego Canona nie pracowała na 220V. Tamten drugi Canon kosztował jednak 400 dolarów. Wtedy przyszła mi do głowy pewna mysl.

– Słuchaj, ja nie muszę mieć oryginalnie zapakowanej drukarki. Mogą wziąć tą z wystawy, ale oczywiście przecenioną.

– Ja nie mogę przecenić. Musiałbym się zapytać Sales Managera.

– To idź i zapytaj.

– Dobrze, już idę

– Dobrze, idź.

Wrócił po chwili.

– Sales Manager zgodził się obniżyć cenę do 206 dolarów.

– Dobrze. Biorę.

– Ale muszę poszukać kartonu i akcesoriów.

– Dobrze.

Kartony znajdowały się na półce bardzo wysoko pod sufitem. Aby do niej sie dostać, należało skorzystać ze specjalnego pojazdu przypominającego miniaturową wersję samochodu z wysięgnikiem, z jakich czasem monterzy dostają się do ulicznych latarni. Problem w tym, że ów pojazd chwilowo był zajęty przy innym regale i należało poczekać kilka minut, aż skończą. Poczekałem. Taksówkarz zajął się oglądaniem kamer, spoglądając od czasu do czasu na zegarek.

Kiedy pojazd przyjechał, okazało się, że oryginalnego kartonu nie ma.

– Nie szkodzi, może być zwykły, jakikolwiek inny. – odrzekłem.

Pan się ucieszył i po chwili przyniósł garść akcesoriów.

– Płyta CD jest, instrukcja obsługi jest, cartridge są… Chciałbym jeszcze dokupić zapasowe cartridge.

– Dobrze. – Pan pogrzebał coś w swoim komputerze, popatrzył na półkę i odrzekł, że nie ma.

– Jak to nie ma?

– Takich nie ma. Trzeba zapytać w innym sklepie.

Teraz się wkurzyłem. Jeździć do innego sklepu po cartridge? Wziąłem instrukcję obsługi, poszedłem między regały. Po trzech minutach wróciłem z catridgami. Były wszystkie, jakie chciałem. Pan upychał właśnie kopiarkę w nieoryginalnym kartonie po chusteczkach higienicznych (skąd taki w sklepie z elektroniką?). Zmieszał sie trochę, ale nie za bardzo.

– A czy macie przejściówki z wtyczki amerykańskiej na europejską?

– Nie. Musisz zapytać w innym sklepie.

– Słuchaj, jeśli ten model jest dual voltage to może ma także wtyczkę europejską? Sprawdźmy.

– Nie, on nie ma żadnego kabla.

– Co?

– Nie ma kabla. Kabel zginął.

c.d.n.

Georgia Strait, 27.10.2005, 12:15 LT

Komentarze