NA DWORZEC

– Przykro mi, ale musze poprosic o Twoja karte kredytowa – zagadnal wlasciciel hotelu podczas wymeldowywania – nie chce, ale musze. 
– Och, co za niemila niespodzianka – odpowiedzialem. 
W podobnej konwencji rozliczal sie jeszcze z pozostalymi dwoma osobami (Francuz oraz Wloszka) po czym mial zawiezc nas na lotnisko (shuttle bus) skad moglismy dostac sie na dworzec kolejowy. 
– Jakim jezykiem rozmawiacie? – spytal mnie i Pauline. 
– Po polsku. 
– Poland!? – krzyknal zaskoczony – Dzien dobry, dziekuje, piwo… – zaczal recytowac. Czekalem, az dojdzie do powszechnie wszytkim na swiecie znanego polskiego slowa na k, ktorego znajomoscia ludzie chwala sie bardzo chetnie, ale na szczescie sie powstrzymal. 
– Bylem w Polsce piec razy – kontynuowal – na Mazurach lowilem ryby, w Zakopanem jezdzilem na nartach, w Zelazowej Woli sluchalem muzyki Chopina, ale najbardziej podobala mi sie Wieliczka. 
Kiedy wsiedlismy do auta, zapytal dokad jedziemy dalej. 
– Do Brukseli – odparla Wloszka 
– Do Brukseli – rzekl Francuz 
– Do Brukseli – powiedzialem ja. 
– Wszyscy do Brukseli! W takim razie od razu zawioze was na dworzec kolejowy, a nie na lotnisko. 
I tak zrobil. Mile, zwazywszy, ze lotnisko mial pod nosem, a na dworzec trzeba bylo jechac kawalek. I oczywiscie nie wzial za to ani grosza. 
– Ale musicie zaspiewac piosenke – zaznaczyl. 
Juz gotow bylem (niech mi wszyscy piosenkarze wybacza) to zrobic, ale Wloszka i Francuz wynegocjowali zwolnienie. 
– Ok, a teraz zobaczycie miasto Charleroi, wiec zamknijcie oczy.
Rzeczywiscie, typowo przemyslowe miasto z XIX wieczna zabudowa z czerwonej cegly urokliwe nie jest… Po kilkunastu minutach bylismy na dworcu, a ten wpis wrzucam w drodze do Brukseli. 
Kolo Brukseli, 16 wrzesnia 2010; 11:15 LT 
Komentarze