NA COHENA DO BUKARESZTU (2) – OD BAŁTYKU DO TATR

Zakładam trzy dni jazdy w każdą stronę, oraz jeden dzień w Bukareszcie. Biorąc pod uwagę, że to wyjazd na jeden koncert – całkiem spore wyzwanie, jak nie przymierzając pielgrzymka do Częstochowy. Kilkanaście minut po dziewiątej ruszam na trasę. Po drodze w miescie tankuję jeszcze bak paliwa do pełna i można jechać. Piękna, słoneczna pogoda. Szybko przemierzam obwodnicę Trójmiasta i wkrótce jestem już na autostradzie A1. Ruch niewielki, więc jedzie się bardzo przyjemnie.

Szybka kawa w Mc  Donald’sie i już niedługo obwodnica Torunia. Tam kończy się dobre. Jeszcze niedawno plany nawet po weryfikacji były takie, że autostradą do Łodzi miało się dojechać już jesienią. Niestety, wypowiedzenie umowy dotychczasowym wykonawcom i rozpisanie kolejnego przetargu sprawi, że prawdopodobnie ten odcinek zostanie oddany do uzytku dopiero w 2014 roku. Za Toruniem zaczyna się więc byle jaka, połatana stara „jedynka”. Można obserwować zastój prac za całkiem zaawansowanych odcinkach budowy nowej drogi. Ruch się wzmaga, więc prędkość maleje. Posuwam się cierpliwie pośród tirów w kierunku Łodzi. W końcu pojawiają się tramwaje. To najdłuższa w polsce linia tramwajowa biegnaca z Łodzi do Ozorkowa. Około czterdzieści kilometrów.

Jeżdżą po nie stare składy, bo też i same tory nie są chyba w najlepszym stanie. Aż się prosi o remont i puszczenie tą trasą szybkich, nowoczesnych składów, bo sam idea takiej linii wydaje się trafiona w dziesiątkę.

W końcu Zgierz i Łódź. To straszne, że tak wielkie miasto do tej pory nie doczekało się obwodnicy. Sprawę załatwi pewnie wkrótce autostrada i węzeł dwóch przecinających się bardzo ważnych szlaków: A1 i A2. To sprawi, że Łódź będzie chyba najlepiej skomunikowanym z resztą kraju miastem w Polsce. Póki co przejazd z północy na południe lub odwrotnie to droga przez mękę: konieczność wjazdu do miasta, czekania na światłach na dziesiątkach skrzyżowań. I ten czas, czas, czas! Zatrzymuję się w kolejnym Mc Donald’sie. Kawa, parę odpowiedzi na służbowe e-maile korzystając z darmowego wi-fi i jadę dalej. W Krakowie mam spotkac się z Pauliną i Tomkiem, którzy dzień wcześniej wylądowali w Pradze wracając z Indii i po odpoczynku w Jeleniej Górze, jadą pod Wawel. Stamtąd po naszym spotkaniu Tomek wróci pociągiem do Gdyni spakować się na wyjazd do Londynu, a Paulina dosiądzie się i dalszą drogę będziemy kontynuować już razem.

Tymczasem na ostatniej prostej wyjazdu z Łodzi ogromny korek. Budowa węzła trasy S8, zwężenie jezdni do jednego pasa i w efelkcie straciłem tam niemal godzinę. Uff, dalej powinno być już tylko lepiej. Znów zaczyna się dwujezdniowa droga. Najpierw autostrada, a potem dawna „Gierkówka”. Przyspieszam. Po prawej kominy elektrowni Bełchatów oraz hałdy ziemi wydobytej podczas odkrywania zalegających niżej złóż węgla brunatnego. Usypywanie 1350 milionów m³ ziemi trwało od 1977 do 1993 roku. W efekcie powstała sztuczna góra o wysokości 386 m.n.p.m. (około 180 metrów ponad oryginalny poziom gruntu). Dziś znajduje się na niej wyciąg krzesełkowy oraz stoki narciarskie i trasy rowerowe. Na samym szczycie Góry Kamieńskiej (taką otrzymała nazwę) znajduje się elektrownia wiatrowa.

Częstochowa i kolejny korek ziwązany z robotami drogowymi. Tym razem pół godziny straty.

Wjeżdżam na Śląsk i w końcu docieram do skrzyżowania z autostradą A4. Słońce zachodzi.

Na szczęście Kraków coraz bliżej.

Jestem już zmęczony po sześciuset kilometrach jazdy, więc dwugodzinny postój w Krakowie dobrze mi zrobi. Paulina i Tomek w letnich ciuchach, a tu pierwszy dzień prawdziwie jesiennego ochłodzenia. Ponoć na Podhalu tej nocy tempetratura ma spaść w pobliże zera. Żadne spacery, siedzimy w pizzerii, a kiedy mija dwudziesta pierwsza, pora ruszać w dalszą drogę. Żegnamy się. Z Tomkiem zobaczymy się najwcześniej za kilka miesięcy. Oby mu się wiodło na londyńskiej uczelni. Z Pauliną ruszamy dalej. Podkręcam ogrzewanie i daję jej swój sweter. Obserwuję na wyświetlaczu jak temperatura stopniowo spada. W końcu dochodzi do +2°C. Dobrze, że nie musimy stać gdzieś na przystanku autobusowym.

W tle gra radiowa „Trójka”, ale my jesteśmy pochłonięci rozmową. Paulina opowiada przygody z ich podróży po Indiach. Mijamy granicę. Do miejscowości Ždiar, gdzie mamy zrezerwowany nocleg dojeżdżamy już po północy. Ciemno, wszystko pozamykane. Musimy dzwonić do właściciela hotelu, by nam otworzył, ale już wkrótce jesteśmy w ciepłym pokoju.

Rano budzi nas widok ośnieżonych, tatrzańskich szczytów. Jak się po otwarciu oczu zobaczy przez okno coś takiego, od razu chce się wstawać. 

Sopot; 29.09.2012; 15:00 LT

Komentarze