NA CMENTARZU

 

Trudno o bardziej dobraną scenerię na Wszystkich Świętych i Zaduszki, niż opadające z drzew liście, wczesny zmierzch, mglista, dżdżysta pogoda. Jesień. W zeszłym roku było zimno, ulewnie, zniechęcająco do wyjścia z domu. Wczorajsze i dzisiejsze święto uplynęło pod znakiem wymarzonej wręcz pogody.

Jak co roku, rano odwiedzam zawsze groby najbliższych. Szczęśliwie, od poprzedniego listopada żadnego nam nie przybyło.

Jakże się zmieniły te nasze spacery przez lata. Od czasu, gdy jako dziecko chodziłem z rodzicami na grób wujka, którego nigdy nie miałem okazji poznać, bo umarł dziesięć lat przed moim urodzeniem i zatykałem żałobne, papierowe chorągiewki na grobach żołnierzy, po obecne, gdzie trasa szlakiem leżących tu krewnych zdążyła się wydłużyć i więcje ich już po tamtej stronie aniżeli po tej. Smutno mi się zrobiło gdy zobaczyłem dawno niewidzianą ciocię, schorowaną, z trudem się poruszającą.

– Za rok to i do mnie już przyjdziecie – powiedziała. Wystarczyło spojrzeć w jej zmęczone oczy, by zrozumieć ile powagi, a nie kokieterii było w tym stwierdzeniu. Kto jednak może przewidzieć grafik odwiedzin Kostusi?

Cmentarne wędrówki to okazja do spotkań z dawno nie spotykanymi członkami rodziny. Czasami nie widzianymi rok albo i dłużej.

Po powrocie obiad. Tato, brat i ja. W telewizji jakiś program o tych, którzy odeszli w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Być może my, Polacy, lubimy rozdrapywac rany, ale uważam za niezwykle piękny zwyczaj owo wspominanie tych, którzy nas opuścili.

W tym roku, po wielu miesiącach spędzonych w Chinach, dopiero teraz, z takich list nieobencości dowiadywałem się, że ten czy ów powszechnie szanowany człowiek odszedł juz z tego świata.

O zmierzchu zazwyczaj wyruszam na jeszcze jeden spacer. Tym razem już bez wyraźnego celu. Odwiedzam inne groby, okolicznosciowe pomniki, symboliczne mogiły…

Na szczecińskim cmentarzu nie sposób ominąć podczas takiego spaceru kwater żołnierzy poległych w walkach o to miasto, z charakterystycznym pomnikiem górującym nad nimi.

 

Pod pomnikiem kiedys zawsze były trzymane warty. Nie wiem jak jest teraz. Wieczorem wartowników juz nie widać. Ludzie jednak wciąż podchodzą i zapalają kolejne znicze.

 

Od tyłu pomnik ten odrobinę przeraża swoją czernią na tle pomarańczowej łuny. Klimat jak z obrazów Beksińskiego.

 

W mojej profesji nie sposób pominąć pomnika „Tych, którzy nie powrócili z morza”. Maszt zalewany przez fale, niczym krzyż nad wzburzonym żywiołem. Przed pomnikiem prawdziwe morze światełek. Z tyłu, za nim, w specjalnej alejce, na mosiężnych tabliczkach przytwierdzono informacje o marynarzach, których ciała na zawsze pochłonęły fale.

 

Od dwóch lat swój spacer kończę na Jasnych Błoniach, pod pomnikiem Jana Pawła II. Zapalam świeczkę, postoję w ciszy jak wielu tu zebranych, a potem wracam do domu.

 

 

Dziś, w Zaduszki, wziąłem dzień urlopu. Mogłem więc raz jeszcze pójść odwiedzić groby mamy i babci.

 

 

Było pięknie, słonecznie i jeszcze złotojesiennie pomimo wielu ogołoconych już konarów. Liście w ostatnim swoim tchnieniu, zanim upadły w błoto kilka metrów niżej, odprawiały pełen intensywnych barw spektakl. Dla nas, pozostających tutaj z nadzieją, aż drzewa znów zazielenia się na wiosnę. Pomyślałem o tym, co otrzymałem kiedyś od każdego z moich bliskich zanim spoczęli pośród tych drzew.

Zadumałem się nad ich losem, nad moją historią, którą współtworzyli… Spojrzałem przez liście na błękitne niebo i ruszyłem szybszym krokiem na parking, do swiata żywych, kontynuować rozpoczety kiedyś wątek.

Szczecin 02.11.2007; 23:00 LT

Komentarze