MUR

Dwudziesta rocznica obalenia berlińskiego muru zaistniała w rozmaity sposób również i w polskich miastach. W Szczecinie urządzono z tej okazji wystawę fotografii Tadeusza Czerniawskiego, który na przestrzeni kilku lat fotografował ów symbol podziału Europy, ze szczególnym uwzględnieniem momentu jego upadku.

Obalenie muru jak i całą gorącą drugą połowę 1989 roku, od pamietnych wyborów 4 czrewca w Polsce po barbarzyńskie (mimo wszystkich ich win) rozstrzelanie Nicolae i Eleny Ceausescu w Boże Narodzenie, mam wciąż w pamięci, a ponadto te wydarzenia ciągle powracają w mediach. Dlatego mniej skupiłem sie na tym okresie, dłużej przyglądając się wcześniejszym zdjęciom.

To podzielone miasto fascynowało mnie od zawsze. Ileż to czasu spędziłem nad planami, próbując oczyma wyobraźni przeniknąć tunele metra biegnące z jednej strony miasta na drugą, podzielone podwórka, domy z oknami na „tamtą stronę”. Ze Szczecina do Berlina jest rzut kamieniem i odkąd przestałem do NRD jeździć z rodzicami, każda moja wycieczka musiała zahaczyć o mur.

Najbardziej pamiętam tę w zimowe ferie 1980 roku. Byłem wtedy w klasie maturalnej i wybralismy sie tam z moim kolegą Witkiem na trzydniowy wypad. Zwiedzalismy wschodnioniemiecką stolicę, ale mnie korciło, zeby zobaczyc jak to jest z linią S-bahn, która biegła przez terytorum Berlina Zachodniego, wjeżdżała do wschodniej części miasta, gdzie miała jeden przystanek (przynajmniej na planie), a potem tory znów zawracały na Zachód. Znałem takie przypadki choćby z linii kolejowej Krościenko – Ustrzyki Dolne, którą  swego czasu wybralismy się na przejażdżkę by zobaczyć jak się jedzie między polskimi miastami bez paszportu tranzytem przez ZSRR. O przejażdżce przez Berlin Zachodni nie mieliśmy co marzyć, ale chciałem koniecznie zobaczyć ten dziwny przystanek. Jak on wygląda? Zamknięty? Ogrodzony? Strzeżony przez policję?

Namawiałem Witka byśmy tam poszli i zaplanowaliśmy to na ostatni dzień, przed wizytą w Pergamon Museum. Pociąg powrotny do Szczecina mieliśmy wieczorem, ale pokój w schronisku musieliśmy zwolnić rano, więc rzeczy zawieźliśmy do przechowalni bagażu. A potem już pojechaliśmy S-bahnem w okolice owej stacji.

Mur ciągnął się wzdłuż chodnika po jednej stronie ulicy. Intrygowało mnie, że przy tym samym chdoniku stały budynki z bramami prowadzącymi na podwórza. Jak wyglądały te podwórka? Przecież musiały znajdować się już wewnątrz owej zakazanej strefy! Kusiło, żeby zajrzeć. Witek pierwszy podchwycił ten pomysł. Przeszliśmy na drugą stronę i nie zdążyliśmy nawet zbliżyc się do bramy, gdy zagrodził nam drogę policjant. Poprosił o dokumenty. Podałem swoje, ale Witek na próżno przszukiwał kieszenie. Jego tymczasowy dowód osobisty został wraz z innymi rzeczami w przechowalni bagażu. Na policjancie nie zrobiło to większego wrażenia. Z kamienną twarzą wzywał przez ukaefkę radiowóz.

– Dwóch Polaków, jeden bez dokumentów… – tłumaczył.

Suka przyjechała szybciutko. Zapakowali nas i powieźli na jakiś komisariat. Posiedzieliśmy czekając na jakiegoś pana, który miał nas przesłuchać. Kiedy przyszedł, opowiedzieliśmy wszystko, ze szczególnym naciskiem podkreślając fakt, że wieczorem mamy pociąg do Szczecina, którym chcielibyśmy wrócić do domu. Pan pytał gdzie mieszkaliśmy w Berlinie (Jugendherberge „Egon Schulz”) i dlaczego spacerowaliśmy wzdłuż  muru? No i weź tu człowieku wytłumacz teraz, że spacerowaliśmy, bo chcieliśmy tylko zobaczyć, jak to jest z tą linią S-bahn z Berlina Zachodniego i czy ta jedyna stacja we Wschodnim stacja jest zamknięta dla ludzi? Ot tak, wyłącznie z ciekawości. Głupio, ale jakoś tak się tłumaczyliśmy. Potem pan kazał nam wrócic na miejsce, t.zn. posadzono nas na jakiejś ławce, czy krzesłach w innym pomieszczeniu i czekaliśmy co będzie się działo dalej.

Czas płynął. Pergamon Museum przepadło. Szkoda. Teraz zastanawialismy się, czy wrócimy tego dnia do domu. Głupio byłoby nie wrócić, bo rodzice nas oczekiwali, a nie wiadomo czy pozwoliliby nam kogokolwiek powiadomić.

Nie wiemy co działo się przez ten czas. Czy sprawdzali nasze alibi, czy może rozrzewniła ich nasza naiwność i chcieli nas tylko postraszyć. W każdym razie po dłużącym się oczekiwaniu wywołali nas ponownie i powiedzieli, że radiowóz zawiezie nas w okolice dworca Berlin Lichtenberg, skąd odjeżdżały pociągi do Szczecina i, że mamy nigdzie więcej już nie chodzić, tylko wracać do Polski. Przyrzekliśmy tak własnie zrobić i późnym wieczorem jak gdyby nigdy nic zameldowaliśmy się w domach.

Tamtego miasta poszukiwałem na zdjęciach. I znalazem. Szkoda, że na niewielu. Skromna to wystawa.

  

  

  

  

I są to zdjęcia głównie od strony zachodniej, od której mur był kolorowy, pomalowany przez grafficiarzy. W moim domowym archiwum zachował sie jeden niewyraźny slajd ze zdjęciem ponurego muru od strony wschodniej, z charakterystyczną tablicą ostrzegawczą. Pstryknąłem go chwilę przed zatrzymaniem przez owego policjanta. Jesli nie zapomnę, to może odszukam go podczas następnej wizyty w Szczecinie, zeskanuję i dołączę do tego wpisu.

A podczas mojego zwiedzania zamkowej wystawy, miała miejsce prelekcja dla jakiejs licealnej grupy. Rozpoczęła się słowami:

– Jesteście młodzi i nie pamiętacie tamtych czasów…

  

Ależ staro się poczułem! Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że przecież Pergamon Museum odwiedziłem pierwszy i jedyny raz dopiero po wielu latach, już w zjednoczonym Berlinie, gdy moje dzieci zaczęły chodzic do podstawówki. A jak to w końcu było z tamta stacją S-Bahn nie wiem do dziś.

Sopot, 18.11.2009; 17:00 LT

Komentarze