MOLESTOWANIE

             

Postanowiłem ułożyć się do snu jak tylko znajdę w miare luźny przedział w jedynce w pociagu odjeżdżającym z Poznania. Wyraźnie jednak dało się odczuć, że szczyt świątecznych przewozów już się rozpoczął. Większość przedziałów miała wolne tylko pojedyńcze miejsca. W jednym z ostatnich podróżował jednak tylko jeden facet. Przysiadłem się. Jeszcze nie zdążyłem powiesić kurtki na wieszaku, gdy zza moich pleców rozległ się głos

– Czy mogę się do panów przysiąść?

Nie, to nie był skłócony mąż, który jak wiadomo opuscił poprzedni pociąg w Krzyżu. W drzwiach stało blond zjawisko w króciutkiej kurteczce i jeszcze krótszej bluzeczce odsłaniającej opalony, płaski brzuch.

– Proszę. Wszystkie pozostałe miejsca są wolne.

– Siedziałam w sąsiednim przedizale, ale tam jakaś rodzinka pozajmowała wszystkie miejsca. Na jednym z foteli połozyli psa. Mi pozostał tylko skrawek. Nawet nóg nie mogłam rozprostować.

Piękność usiadła na fotelu obok mnie i rozsunęła go do pozycji półleżącej. To samo uczyniłem ze swoim. Fotel faceta siedzącego przy drzwiach, po przekątnej, był juz rozsunięty.

Zapanowała chwila ciszy. Momentalnie oczy zaczęły mi się zamykać.

– Dokąd panowie jadą? – głos obok nie pozwolił mi nawet ani razu zachrapać J

– Do końa. Do Gdyni. – odparł współpasażer.

– Ja do Sopotu.

– Sopot! Moje ulubione miasto!

– A pani? Ja do Elbląga. Mam przesiadkę w Tczewie…

I zaczęła się rozmowa. Właściwie nakręcała ją owa blondynka. Trochę infantylne miewała niektóre poglądy na rozmaite sprawy, lecz wypowiadała je z takim wdziękiem, że można to było zaakceptować jako uzupełnienie obrazu całości.

Po godzinie przeszliśmy cała trójką na „ty”. Dziewczyna w międzyczasie zdążyła z pozycji leżacej wrócić do siedzącej. Prężyła się jak kot, przybierała najbardziej seksowne (przynajmniej w mojej wyobraźni) pozycje. Wyraźnie prowokowała.

– Ile dacie mi lat? – zapytała zalotnie.

– To niebezpieczne pytanie. Za złą odpowiedź można dostac po pysku – odparł przytomnie mój towarzysz podróży.

– Poooowiedz! Nooooo, proszę! – pytała niecierpliwie. Przed oczami stanęły mi sceny z „Lolity” Nabokova. Dwóch facetów w mocno dojrzałym wieku i prowokująca ich młódka. Muszę przynać, że zachowywaliśmy się jednak powściągliwie. Byc może dlatego, że było nas o jednego za dużo.

– Dwadzieścia jeden – zaryzykował

– A Ty? Ile według ciebie? – spojrzała mi głęboko w oczy.

– Odwzajemniłem spojrzenie – Jej twarz była tuż obok. Przy sąsiednim zagłówku. Wpatywałem w świeżość jej oczu, nosa, ust…

– Dziewiętnaście – wykrztusiłem.

– Zgadłeś! – dziewczątko aż podskoczyło na fotelu z radości.

Gdzieś w środku wszystko we mnie się trzęsło. Za blisko były nasze twarze przez tę chwilę. Przekraczanie pewnych granic jest ryzykowne. Do porządku przywołała mnie obecość tego trzeciego. Roześmiałem się cokolwiek nerwowo.

– Idę na kawę do Warsu – spuściła nogo na podłogę zapinając buty.

Nikt z nas nie podjął tematu.

Po chwili wróciła. Biel jej bluzki była pokalana brunatna plamą wychlapanego napoju.

– Nie mieli przykrywek na kubki – tłumaczyła z niezbyt silną pretensją. Rozpoczął się spektakl usuwania plamy zlokalizowanej oczywiście na biuście. Szły w ruch wilgotne chusteczki. Oczywiście nikt z nas nie odważył się na pomoc w odplamianiu tak intymnych bądź co bądź rejonów chociaż nie zabrakło żartów, że wygodniej byłoby do czyszczenia bluzkę zdjąć. Nie zdjęła. Nie wiem jednak dlaczego przy usuwaniu plam potrzeba wyciągać ręcę  wysoko, niemal do sufitu. Przypadkiem wtedy bluzka odsłaniała juz nie tylko pępek i płaski brzuch, ale i zapowiedź uroków rejonów połozonych wyżej.

– I co, zeszło trochę? – pytała co jakiś czas, jakby kontrolując czy nie odwracamy uwagi w innym kierunku.

– Trochę zeszło – przytaknęłismy zgodnie.

– Jakie macie komórki? – zagadnęło po chwili dziewczę.

Jak na komendę wyłuskaliśmy swoje telefony. Przez kilkanascie minut bawiła się nimi jak dziecko zadowolone z nowej zabawki. Przy okazji sprawdziła czy dzialają, nawiązując połączeinie ze swoim telefonem.

– Mam już wasze numery – zakomunikowała.

Postanowiłem nie przeszkadzać i tym razem sam udać się na kawę.

– Poczekaj, pójdę z tobą! – odrzuciła telefony i już była gotowa do wyjścia – Przyniesiemy kawę do przedziału i tu wypijemy.

Krótka droga do Warsu oraz oczekiwanie przy ladzie to okres najwyraźniej wzmożonego kołysania pociągu, podczas którego dziewczynę rzucało we wszystkie strony, a przy okazji kilka razy wprost na mnie. Przytrzymywałem by nie zrobiła sobie krzywdy i znów mną zaczęło trząść. Przypomniały mi się męki Stuhra z „Seksmisji” kiedy z gołą kobitką jechali windą na basen. Roześmiałem się znów cokolwiek nerowo.

– Twoje rece są bardziej opalone od mojego brzucha – odrzekła kiedy wrócilismy do przedziału.

– Opalasz się na solarium? – zapytałem dryfując w bezpieczniejsze tematy.

Przez następny kwadrans dyskutowalismy we trójkę o wadach i zaletach „sztucznego” opalania się. Dyskusję przerwało wychlapanie kawy na drugą pierś i ponowne czyszczenie bluzki.

Po następną kawę dziewczę poszło z tamtym facetem. Przynieśli też chipsy. Tamten nie chciał więc jedliśmy we dwójkę. Nie przypuszczałem, że nawet w tym może byc tyle prowokacji, a może to mi już się wsyzstko tylko z jednym kojarzyło? W międzyczasie wysłała sms-a do tamtego. Roześmiał się i odpowiedział sms-em.

– Dlaczego „nie wiesz”? – spytała zalotnie naburmuszona.

Nie odpowiedział.

Potem kolejna kawa i zupa pomidorowa i rozmowy, rozmowy, rozmowy. Nie było mowy o śnie. Tak dojechaliśmy do Tczewa. Piękna, trochę niegrzeczna dziewczynka opuściła nas. Do Gdańska zastanawiałem się nad genezą jej takiego zachowania. Bawiła się swoja seksualnością i lubiła obserwować wrażenia jakie wywierała na facetach, czy też może szukała przygód w rozmaitych okolicznościach? Jeżeli to nie było molestowanie seksulane z jej strony to co? Ale czy molestowaniem mozna nazwać coś, co jednak sprawia przyjemność, pomimo uczucia lizania cukierka przez szybę?

Z głową pełną kotłujących się myśli zacząłem pakować swoje rzeczy. A dwie nieprzespane z rzędu noce odbiły sie straszliwą katorgą w biurze, kiedy momentami nie byłem w stanie opanować zasypiania przy stole nad dokumentacją.

W drodze powrotnej do Szczecina nawet nie próbowałem nawiązywać żadnych rozmów. Zasnąłem już za Wejherowem, jak przez mgłę pamietam Słupsk, Koszalin i Białogard, a obudziłem się dopiero w Stargardzie Szczecińskim.

Szczecin, 23.12.2005; 01:40 LT

Komentarze