MIASTO BOGA

Pobyt w Szczecinie był okazją do wspólnego spędzenia czasu z Pauliną. Tomek właśnie wybierał się na obóz. Nie mogło więc obyc się bez filmu, ale to nadawało się do obejrzenia w kinach zostało już zaliczone w poprzenich tygodniach,  więc tym razem zdecydowaliśmy się poszperać w wypożyczalni by nadrobić ewentualne zaległości.

Niewiele by brakowało, abysmy wylądowali w domu z III częścią Gwiezdnych Wojen, bo tak sie jakoś złożyło, ze na tym ostatnim filmie z naszej trójki był tylko Tomek. Sam nie wiem jak to sie stało. Całą serię obejrzałem począwszy od lat siedemdziesiątych, a ostatni film mi umknął. To troche tak jak z „Kodem da Vinci”. Cały czas powtarzałem sobie, ze jeszcze zdążę i szedłem do kina na jakiś bardziej efemeryczny repertuar.

Trafiliśmy jednak na „Miasto Boga” i z jednej strony ilość nagród, a z drugiej wakacyjny epizod w Rio przed dwoma laty sprawiły, że natychmiast zdecydowaliśmy się na ten właśnie film.

Wstrząsający i pouczający zarazem był to seans. Na początku jednak zwróciliśmy uwagę na coś zupełnie innego. To rzędy skromnych lecz wyglądających porządnie domków na przedmiesciach Rio de Janeiro. Potwór nie zdawał się być bestią od razu. Nie znam dokładnie genealogii brazylijskich slumsów, ale odnosiłem wrażenie, że proces został zainspirowany przez  jakiś rządowy program, który dość szybko wymknął się spod kontroli wykreował potwornego mutanta.

Kiedy ogląda się tę inspirowaną na faktach opowieść, można popaść w depresję i stracić wiarę w siłę człowieczeństwa. W czasach gdzie poważni dyplomaci w eleganckich centrach kogresowych dyskutują nad prawami człowieka, łamanymi mniej lub bardziej przez niektóre rządy, w dżunglach nędznych dzielnic trwa najprawdziwsza walka o byt prowadzono z całą jej biologiczną brutalnoscią. Życie ludzkie nie ma tam żadnej wartości. Można wystrzelać pół rodziny narzeczonego dziewczyny, bo psychol Mały Ze nie mógł pogodzić się z faktem, że ta odmówiła mu tańca. Miał przecież wszystko: kupował albo rabował, był panem dzielnicy, a tu nagle okazało się, że nie wszystko jest do kupienia lub zabierania. Małe dzieci, przedszkolaki niemalże, które dokuczały swoimi drobnymi kradzieżami zostały przywołane do porządku przez odstrzelenie palca jednemu, a nastepnie egzekucję wykonaną przez ich rówieśnika, który w ten sposób został pasowany na członka gangu. Prawdę mówiąc do końca nie wierzyłem, że tym małym łobuziakom, którzy ukradli kilka kurczaków stanie się jakaś krzywda, ale to nie Hollywood z happy endem, to życie w Rio, gdzie nie ma miejsca na sentymenty.

– Zabij którego chcesz i pokaż że jesteś jednym z nas – powiedział gangster do owego małego chłopca wręczając mu pistolet i żądając ukarania winnych kradzieży.

Ten gangster, pan dzielnicy to ów Mały Ze, który jako dzieciak zafascynowany był starszym bratem i jego kolegami którzy trudnili sie drobnymi kradzieżami. Kiedy dostał broń do ręki i miał stać na czatach przy napadzie na motel, dla rozrywki urządził sobie polowanie na ludzi. Urządził masakrę z potwornym, bezmyslnym smiechem na ustach. Myślę, że tak z małych, uroczych dzieci rodzą się bestie. I to nie tylko w Rio lecz wszędzie. Pozbawione normalnych wzorców dzieciaki, zapatrzone we „wszechmogących” kolesi z dzielnicy, w dzisiejszych czasach dodatkowo przelewające hektolitry krwi na ekranach w kafejkach internetowych (dopóki nie ukradną kasy na pierwszy własny komputer) z czasem ruszają zabijać w realu, bez specjalnego powodu.  

Co sprawia, że małe urocze dziecko tak szybko przeobraża się w bestię?

Przygnębiające jest zakończenie tego filmu, kiedy kończył sie czas Małego Ze. Te szczeniaki od kurczaków błyskawicznie, z jakąś atawistyczną skłonnością wyczuły chwilę słabości gangstera i natychmiast go zastrzeliły po czym idą ulicą z zamiarem przejęcia kontroli nad dzielnicą pozbawioną z ich ręki swego nieformalnego władcy. Idą i układają czarną listę ludzi do odstrzału. Listę zupłnie absurdalną, ale która bez wątpienia zostanie zrealizowana. Jedyny problem jaki napotkają to umiejętność jej napisania, bo choć bronią władają swietnie to umiejętności korzystania z alfabetu jeszcze nie posiedli.

Jedyną szansę przetrwania w Mieście Boga daje przemoc i zło. Ci, którzy jak główny bohater i narrator boją się strzelać albo z jakichś powodów nie godzą sie z takim stylem zycia, giną często bez żadnego konkretnego powowdu. Czasem tylko udaje się im wyrwać z piekła, ale to jest jak wygrana w lotto.

Idylla jest tylko pozorna. Ale może właśnie tej dwójce uda się wyrwać z piekła?

Bywałem w Rio wielokrotnie, lecz nigdy nawet nie próbowałem się zapuszczać w uliczki faveli. Pamiętam, że kiedyś podczas nocnego cumowania do jednej z kei pilot poinformował mnie, że te obce dialogi, które słyszeliśmy na naszych radiotelefonach uzywanych podczas cumowania, to gang handlarzy narkotyków, który w pobliskiej faveli przeprowadzał swoją akcję. Pamietam też przerażonych załogantów, którzy pewnego popołudnia wyszli po zakupy do supermarketu w podłej, portowej dzielnicy i musieli paść na ziemię podczas strzelaniny, która nagle się tam wywiązała. Albo wieczorne powroty taksówką na statek już nie w Rio lecz w Santos i dziwaczna jazda przez skrzyzowania na czerwonym świetle. Taksówkarz tłumaczył mi, że nie może zatrzymac się na czerwonym, bo wtedy jakiś bandzior mógłby wybiec z pobliskiej bramy i sterroryzować nas obu. A dwa lata temu własnie w Rio, na Copacabanie wieczorem kilku szczeniaków takich, jak ci, co na filmie kradli kurczaki próbowało wyrwać mi z ręki apart fotograficzny. Pogoniłem ich kilka metrów machając statywem niczym kijem. Kiedy zatrzymałem się, zatrzymali się i oni. Krzyczeli coś, ale utzrymywali bezpieczny, kilkumetrowy dystans. To wystrczyło byśmy zdążyli zebrać z pichu swoje rzeczy i przejść szybkim krokiem kilkadziesiąt metrów w stronę chodnika, gdzie było mnóstwo turystow,  policja i troche bezpieczniej.

To własnie w chwilę po zrobieniu tego zdjęcia na Copacabanie otoczyła mnie grupka dzieciaków z zamiarem zrabowania aparatu. Tym razem wystarczyło zamchnąć się statywem i pogonić ich kilka metrów. 

Te chłopaczki miały po jakieś 9-10 lat. I tylko dlatego dały się pogonić. Bo mieli przewagę liczebną i nawet jesli nie wyrwaliby mi z ręki aparatu, to bez problemu mogli zabrać leżący na piasku plecak i pozostałe rzeczy.

Szczecin, 06.08.2006; 12:15 LT

 

             

Komentarze