MALOWANIE

Uff! Zeszliśmy z doku. To jest zawsze bardzo gorący okres. Mnóstwo prac do wykonania w limitowanym czasie. Z jednej strony chodzi o koszty postoju w suchym doku, a z drugiej stocznia naciska, bo ma mocno napięty kalendarz zamówień na te usługi. No i ta świadomość, że pomyłka albo jakaś niedoróbka skutkowałaby koniecznością ponownego wejścia na dok w celu jej usunięcia.

Ciągły pośpiech, ciągłe bieganie, oglądanie dna to od strony doku, to znów od wewnątrz statku. Świadomość, że nikomu nie można wierzyć, jeżeli samemu się nie sprawdzi. Już wielokrotnie przekonywaliśmy się o tym. Stoczniowe prace, w Chinach w szczególności, często sa zabawą w kotka i myszkę. Czego zleceniodawca nie zauważy, tego się nie zrobi, albo zrobi się byle jak, aby szybko, oczywiście na rachunku wyszczególniając dokładnie wszystkie pozycje zgodnie z otrzymaną specyfikacją.

W tym codziennym kieracie wstawałem rano jak automat, szedłem do roboty, kończyłem późnym wieczorem, by zasnąć natychmiast po wzięciu prysznica i położeniu się do koi. Zastanawiałem się wtedy czy warto było studiować dla takiej harówy. Ostatniego dnia przed wydokowaniem, po przeciskaniu się przez podwójne dna niemal wszystkich zbiorników, mokry od potu i błota oraz podarty na wystających przeszkodach kombinezon wyrzuciłem po prostu do śmietnika, bo nie nadawał się juz do niczego.

Ale od początku…

Wpłynęliśmy do doku późnym wieczorem. Jeszcze nie wypompowano całej wody ze zbiornika, gdy do kadłuba spoczywającego na kilblokach podjechały ekipy do mycia go pod ciśnieniem. Krok po kroku usuwały nalot i ewentualne wodorosty.

Skończyli o świcie, więc jeszcze przed śniadaniem przeprowadziliśmy inspekcję kadłuba. Szef malarzy ze strony stoczni, nadzorca z Hempla (bo kupiliśmy farby tej firmy) i ja ze strony armatora ustaliliśmy zakres prac. Trzeba było, szacując ilości otarć, zadrapań, rdzy i rozmaitych innych ubytków, uzgodnić ile procent jakiego rejonu kadłuba należy wypiaskować. A kadłub od czasu poprzedniej stoczni dwa lata temu swoje jak widać przeszedł:

Oprócz zadrapań farby, pod dnem zagnieździły się (nieliczne co prawda) kolonie pąkli.

Te skorupiaki, mocno przytwierdzone do kadłuba działają niczym tarka. Przejechałem po nich otwartą dłonią i zrozumiałem grozę kary przeciągania pod kilem stosowanej przed wiekami. U nas, na stalowym kadłubie pokrytym farbą antyporostową skorupiaków było niewiele. Można było sobie za to wyobrazić bogactwo wszelkiego życia pod dnem kadłubów drewnianych. Nieszczęśnik ciągnięty pod statkiem, szorujący po burtach i dnie, kaleczony przez wystające skorupy nie mógł wydać żadnego krzyku jeśli nie chciał się utopić. Szanse na przeżycie miał znikome.

Piaskarze już stali w blokach. Ledwie doszliśmy do porozumienia, a ruszyli do akcji. Działało po kilka ekip z każdej burty, więc wczesnym popołudniem kadłub był oczyszczony z rdzy. Wśród dobrej jeszcze poprzedniej farby wyróżniały się świeże placki gołej stali.

Jeszcze tego samego dnia pomalowano je pierwszą warstwą farby. Statek pokrył się czerwonymi łatami.

I taki pozostał przez dłuższy czas ponieważ wieczorem zaczął padać deszcz, który zdawał się nie mieć końca. Padało w piątkowy wieczór, padało przez całą sobotę, a potem niedzielę i kiedy zaczął zanikać w poniedziałek i wydawałao się, że czas na odmianę, we wtorek zaczęło wręcz lać. Pokłady opustoszały. Stoczniowcy zabezpieczali się jak mogli przed strugami lecącej z nieba wody.

Nie przypuszczałem jednak, że w stoczni można pracować pod parasolem. Okazuje się, że można. Chińczycy chyba uwielbiają parasole. Pełno ich w dni słoneczne, a jak widać podczas słoty również się przydają

Dopiero w środę w południe przetarło się, po czym nawet na krótko pokazało się słońce. Najważniejsze jednak, że zrobiło się sucho. Od czwartku znow pojawił sie przedstawiciel Hempla. Tym razem oprocz kadłuba robilismy też inspekcję ładowni. Ładownie zabudowane zostały rusztowaniami – lasem rur. Prawie nie było widać dna gdy patrzyło się z pokładu.

Burty tymczasem zmieniały kolor wraz z kolejną warstwą farby.

Dwa dni później malowanie kadłuba zostało zakończone. Niemal w ostatniej chwili, bo zaraz potem znów zaczęło padać. Ostateczny efekt wyglądał tak:

Przemiana robiła wrażenie. Malowanie to jednak tylko jeden z głównych celów dokowania. O innych następnym razem.

Wyspa Liuheng, 08.11.2008, 20:05 LT

 

 

 

  

Komentarze