Lato z hipnozą – c.d.

Odsunęliśmy do kąta stół, usiedliśmy na ławach pod ścianami i na pryczach, a na środku podłogi rozłożyliśmy koce oraz śpiwory. Medyk położył się na nich, a hipnotyzer zaczął wprowadzać go w trans. Potem zaś zaczął przywoływać duchy. I wtedy stało się coś niezwykłego. Medyk, macho co niczego sie nie boi, nagle zaczął się trząść i z przerażeniem, jak dziecko prosić, aby go z transu wyprowadzić. Oczywiście hipnotyzer natychmiast to uczynił.

Po rozbudzeniu medium chwilę dochodziło do siebie. Daliśmy mu pozbierać myśli, a potem zaczął opowiadać. Powiedział, że krótko po przywołaniu duchów ujrzał przenikającą przez ścianę chałupy i stojącą potem w kącie kobietę. Widok był makabryczny ponieważ niewiasta ta miała zmasakrowaną twarz. Tego właśnie tak się przestraszył. I zapowiedział, że na żaden seans już się nie da namówić.

Końcówka nocy była taka sama jak zwykle. Wspólne wyjście do latryny, papierosy palaczy przed gankiem i w końcu rozejście się spać. Dziewczyna z Warszawy poszła na strych do swojego śpiącego tam od paru godzin chłopaka.

I znów, podobnie jak kilka tygodni wcześniej obudziły mnie podniecone głosy. Otworzyłem oczy. Na dworze było już widno. Wygramoliłem się ze śpiwora i wyszedłem na zewnątrz zobaczyć co się dzieje. Na podwórzu stali obydwoje Warszawiacy oraz chyba ze dwie osoby, które spały w drugiej izbie. Warszawiacy opowiadali coś bardzo przejęci, a ich wyraz twarzy mówił wszystko. Przytrafiła im się niezbyt sympatyczna przygoda.

Po seansie spirytystycznym, kiedy dziewczyna poszła na górę, zastała swojego chłopaka śpiącego na jednej z wąskich prycz. Położyła się więc na drugiej. Jak już wspominałem, ustawione były one w kształt litery L. Wkrótce zasnęła.

Zaczynało świtać kiedy obudził się jej chłopak. Spostrzegł, że przed jego pryczą stoi jakaś postać. Była to… kobieta ze zmasakrowaną twarzą. Zaczął coś mamrotać i szybko wygrzebywać się ze śpiwora. Wtedy na sąsiedniej pryczy obudziła się dziewczyna. Zobaczyła go siedzącego, a przed nim stojącą kobietę ze zmasakrowaną twarzą, która w rękach trzymała niebieski pulower. Chciała mu go dać, lecz on tylko kręcił głową, że nie chce i wskazał ręką swoją dziewczynę. Kobieta odwróciła się więc do niej i jej próbowała go wręczyć. Dziewczyna zrobiła unik i przeskoczyła na sąsiednią pryczę do swojego chłopaka. Zjawa zaś położyła pulower na jej pryczy i bezgłosnie przeniknęła przez powałę dachu na zewnątrz.

Obydwoje natychmiast zbiegli na dół i obudzili pierwsze z brzegu osoby. Razem wyszli na podwórze. Oczywiście nie chcieli już wracać na strych.

Jak się można domyślić, pierwsze co postanowiliśmy zrobić, to odnaleźć pozostawiony pulower. Nie było go jednak na strychu. Zastanawialiśmy się nad realnością całego zdarzenia. Dziewczynie mogło coś się przyśnić po wrażeniach wieczoru, ale chłopakowi? Nie wierzył w duchy, nie brał udziału w seansie, nie rozmawiał z nią w nocy. Czy możliwe, żeby przyśniło mu się to samo o tej samej porze i żeby odgrywali tę samą scenę w dwóch niezależnych snach? Nieprawdopodobne. Na dowcip też to nie wyglądało. Wystarczyło na nich spojrzeć.

Co robić? Postanowiliśmy drążyć temat. Trzeba było powtórzyć seans, ale z kim w roli medium? Medyk absolutnie nie miał zamiaru spotykać się raz jeszcze z ową kobietą. Dziewczyna ze strychu także nie. Zgodził się za to jej chłopak, który w duchy nie wierzył.

I znów późnym wieczorem zaczęliśmy. Warszawiak nie był tak dobrym medium jak Medyk, ale hipnotyzer wprowadził go w trans. Po paru minutach wskazał na ten sam kąt, co poprzednio nasz macho i powiedział, że widzi kobietę ze zmasakrowaną twarzą. Hipnotyzer starał sie zachować spokój i tonem głosu uspokoić poddenerwowane medium. Zaczął zadawać pytania.

– Zapytaj po co przyszła.

– Chce zostawić wiadomość siostrze.

– Ten pulower?

– Nie.

– A dla kogo był ten pulower?

– Kto by go wziął, dla niego czas by się skończył.

Ledwie wypowiedział te słowa, a siedząca na pryczy jego dziewczyna dostała ataku histerii. Zaczęła płakać, krzyczeć, że to ona omal go nie wzięła. Trzeba było szybko wyprowadzić chłopaka z transu i zająć się nią. Kiedy już doszła do siebie, do akcji wkroczył bazowy. Powiedział, że nie zgadza się na następne seanse, bo nikt z nas nie wie w czym grzebiemy i czym się to może skończyć. Próbowaliśmy odwieść go od tej decyzji, (chcieliśmy się dowiedzieć czegoś o owej siostrze i co znaczy „czas by się skończył”) ale pozostali obecni też nie byli już zgodni i podzielili się na dwie grupy. Zrobiliśmy więc demokratyczne głosowanie. Jednym głosem zwyciężyła opcja, by ani hipnozą ani duchami w bazie się nie zajmować.

A po wakacjach Medyk napisał, że przypomina sobie pewne ćwiczenia w prosektorium. Przywieziono wtedy z wypadku samochodowego kobietę, która swoim autem nadziała się na załadowaną wystającymi prętami ciężarówkę. Uważał, że prawdopodobnie to była ta kobieta.

I tak skończyły się moje spotkania z duchami. Przez całe swoje zycie nie zobaczyłem ani jednego, ale jeżeli istnieją, to wydaje mi się, że wtedy byłem blisko.

Wilmington, 29.03.2005

Komentarze