Kwiaty i znicze…

Moja droga przez północną Polskę… Takie same lecz zarazem inne obrazy niż w telewizji. W telewizji koncentrują się przede wszystkim  na dużych miastach. ja zaś miałem okazję przyjrzeć się licznym wsiom i małym miasteczkom. Przydrożne krzyże i kapliczki. Jakże polski widok. Wszystkie udekorowane, wszędzie paliły się znicze. Czasem, jak w jednej z wiosek, symbolicznie – jedna lampka u stóp wielkiego krzyża. Gdzie indziej tłumy na skalę lokalną, bo jak je nazwać gdy lekko licząc z pół wsi maszerowało poboczem jeśli nie do kościoła to pewnie przynajmniej do kapliczki. W niewielkich miasteczkach zniczy, kwiatów oraz ludzi było odpowiednio więcej. W miarę jak zapadał zmrok, przybywało ich. Po ósmej wieczorem przejeżdżałem przez Koszalin i natknąłem się na ciąg światełek po obu stronach ulicy Jana Pawła II. Tak wyglądały dziś wszystkie polskie ulice noszące jego imię. O dwudziestej drugiej mijałem Nowogard i tam ludzi było mnóstwo. W radiowych wiadomościach podawali zaś akurat, że Biały Marsz w Krakowie zgromadził około osiemset tysięcy ludzi. Sto tysięcy modliło się na szczecińskich Jasnych Błoniach. Tam stałem w jednym z bardzo odległych sektorów, kiedy papież odwiedził nasze miasto w 1987 roku. Teraz miałem już tylko niecałą godzinę drogi do Szczecina i liczyłem, że zdążę chociaż na chwilę, ale podali, że msza ma się zakończyć o 22:10. Mimo to, po przyjeździe do miasta kierowałem się właśnie tam. Sznur samochodów poruszających się w przeciwnym kierunku świadczył, że msza skończyła się planowo. Na placu wciąż jednak pozostawało mnóstwo ludzi. Stali przed pomnikiem, modlili się w grupach, robili zdjęcia, grali i śpiewali, a wielu po prostu porządkowało teren. Największe wrażenie zrobił na mnie potężnych rozmiarów krzyż ułożony z setek tysięcy świec. Jego podwójne, dłuższe ramię ciągnęło się od pomnika aż do końca skweru. Miało pewnie z osiemdziesiąt metrów długości. Poprzeczne, też podwójne, ciągnęło się przez całą szerokość placu. Na twarzach nie było już takiej rozpaczy jak tydzień temu, ale jutro podczas pogrzebu zapewne znów poleją się łzy. Kiedy o północy opuszczałem Jasne Błonia, pozostawało tam wciąż mnóstwo ludzi. Jedni wychodzili, lecz na ich miejsce przychodzili następni.

Dobrze będzie jeśli położę się spać o trzeciej nad ranem. W tym tygodniu to dla mnie norma. Przed piątą muszę wstać, żeby odebrać z autobusu Paulinę. Zjemy śniadanie i ona może położy się na dwiegodziny, ale ja już chyba nie. Przed dziesiątą musimy być gotowi

Szczecin,  08.04.2005

Komentarze