KRÓTKI WYPAD DO HOLANDII

   

Zanim opisze ostatni odcinek majówki, z kronikarskiego obowiązku muszę zaznaczyć mój krótki wypad do Holandii.

Wyleciałem z Gdańska we wtorek bladym świtem. Start o z Rębiechowa już o szóstej. Trudno o bardziej niesprzyjającą porę, tym bardziej, że z Aniołem przygotowaliśmy wyjątkową kolację. Jej wyjątkowość oprócz wielu rozmaitych aspektów polegała również na tym, że jedzenia, którego nakupiliśmy starczyłoby chyba na małe przyjęcie dla kilku osób. Odchodziliśmy więc od stołu obżarci az do nieprzyzwoitości. Szkoda, ze nie mogło tego starczyć na dłużej, bo w Holandii akurat jedzenie nie jest ich najlepszą stroną.

Lot miałem przez Warszawę i miałem okazję skorzystać z Terminalu nr 2. I przez to omal się nie spóźniłem na kolejny samolot. Wszystkich bowiem pasażerów, którzy mieli porzesiadkę skierowano na kontrolę, ale tylko przez jedną bramkę. Ciagnęło się to w nieskończoność. Przy drugiej bramce stali żołniereze z tej samej służby. O czymś po cichu rozmawiali. Pasażerowie wpatrzeni w nich liczyli, ze za chwilę udostepnią te drugą ścieżkę, ale po krótkiej rozmowie znudzona ekipa odeszła w inny rejon budynku. Wsiadałem do samolotu na dwie minuty prze jego planowym odlotem. Dobrze, że zechcieli poczekać.

W Holandii, jak zawsze podczas wyjazdów plan napięty, ale obudziłem się wczoraj mając taki widok z okna.

Z balkonu w porannej ciszy mogłem wsłuchiwać się w łagodny szum Morza Północnego.

Oczywiście długo tak nie wytrzymałem i jeszcze przed śniadaniem poszedłem na spacer. Piaszczysta, szeroka plaża w Kijkduin była kompletnie wyludniona.

Oczywiście przyglądałem się falom, rozsianym po brzegu muszlom

  

A potem wróciłem do położonego tuz przy wydmach hotelu,

by wkrótce ruszyc do codziennych obowiązków, które zajęły mnie do wpół do ósmej wieczorem.

Na następną noc przeniosłem się z Kijkduin do Rotterdamu, gdzie z kolei widok z hotelowego balkonu rozposcierał się wprost na kanał

Usytuowany przy rotterdamskim lotnisku hotel sprawial wrazenie połozonego gdzieś na wsi. Jedząc kolację mogłem obserwować spacerujące wzdłuż kanału ptasie rodziny.

Potem zaś tę grę barw kreowaną przez zachodzące słońce. Ciekawe czy kiedys mi się znudzi?

Jeszcze jeden dzień w lokalnym biurze, a wieczorem lot z Amsterdamu przez Warszawę do Gdańska. Najblizsza noc więc znów we własnym łóżku J

Rotterdam, 15.05.2008; 07:15 LT

Komentarze