Dwunastego września pisałem w notce p.t, WÓDZ:
Kiedy słucha się pełnych nie politycznych argumentów, lecz zwyczajnego jadu i nienawiści słów podkreślających, ze tacy ludzie jak Tusk, Klich, Komorowski MUSZĄ zejść ze sceny politycznej, człowieka ogarnia zdumienie. Co to znaczy „muszą”?. Przecież o tym w demokratycznym kraju decydują wybory, a z wyżej wspomnianego sondażu wynika, że bliższy zejścia z politycznej sceny jest zacietrzewiony autor owego niecodziennego żądania. Czy Jarosław Kaczyński jest gotów wziąć odpowiedzialność za swe słowa, w imię których jakiś fanatyk w niedemokratyczny sposób sprawi, że polityczną scenę opuszczą?
No i stało się… Co prawda śmierć poniósł kto inny, ale poraża bezesens tej ofiary. Spirala nienawiści rozpętana w imie walki o władzę w kraju, w którym po raz pierwszy od dziesięcioleci nie było powodu, by sięgać do tak radykalnych środków. Kraj od dwóch dekad był rządzony demokratycznie, suwerenny, szybko rozwijał się gospodarczo, a wskaźniki zadowolenia z życia t.zw. szarych obywateli rosły. Władza jednak jest jak narkotyk. Uzależnia. W tym amoku nieważne jak rządzą inni – dobrze, czy źle. Ważne by móc smakować tego samemu.
– Żle się chłopcy bawicie – chciałoby się powiedzieć do polityków, a potem dać klapsa i przegonić z piaskownicy. Póki jeszcze jest czas i można to zrobić używając kart oraz długopisów zamiast kamieni, butelek z benzyną i pistoletów.
Sopot, 19.10.2010; 16:00 LT