KOLEJNE PUSTE KRZESŁO…

Nie tak dawno pisałem o „Kolędzie dla nieobecnych”. Jeszcze nie skończyły się święta, a w wieczór Trzech Króli do grona nieobecnych dołączył mój Tato.  Kiedy ma się prawie 86 lat trzeba się liczyć z nieuniknionym, które może nadejść każdego dnia. A jednak optymizm i uśmiech, którym nas obdarzał, kazał wierzyć, że naprawdę jeszcze szmat życia przed nim.

– Nie boję się śmierci – powtarzał często. – To nie znaczy, że gotów jestem umierać, ale żyję nie rozmyślając o jej nadejściu. Jak przyjdzie, to będzie. Wtedy nic na to nie poradzę, ale nie ma co przejmować się teraz.

Umarł chyba tak, jak sobie wymarzył. Jeszcze na czwartym piętrze żegnał się ze swoją miłością, z którą spędzał kolejny dzień. Po buziaku na do widzenia żartował coś jeszcze schodząc po schodach, a na parterze dopadł go zawał. Karetka nie zdążyła dowieźć go do szpitala. Myślę, że opuścił ten świat w doskonałym humorze, do końca ciesząc się życiem. To przecież On pokazał nam, że na miłość nigdy nie jest za późno. Po osiemdziesiątce nagle zaczął młodnieć w oczach. Za sprawą swojej niewiele od niego młodszej przyjaciółki, z którą z czasem łączyło go coraz więcej. Nagle zaczął chodzić do kina, na koncerty, rozmaite spotkania. Rozkwitał. Kto wie, czy to nie największa nauka, którą pozostawił. Cieszyć się życiem pełnią dostępnych sił do końca, do dosłownie ostatniej minuty.

Tatuś

Zaczynał od drobnych nauk, tak jak drobne były kiedyś moje dziecinne problemy. Wiedziałem jednak, że kiedy wróci z wywiadówki, zawsze wysłucha moich tłumaczeń i nie zignoruje ich. Wolał odnajdywać i wskazywać, to co dobre niż ścigać i piętnować zło. Nie złościł się, nie krzyczał, a i tak było mi przykro i głupio, jeśli zawiodłem. Nie ukrywał swojego niezadowolenia, gdy zapatrzony w

Dobrze, że w dorosłym życiu mogłem jeszcze wybrać się z Nim w podróż sentymentalną (opisywaną na tym blogu) do rodzinnej wioski. Szkoda, że odkładane były inne, podróżnicze projekty. Jeszcze raz kłania się Agnieszka Osiecka, ze swoją mądrą radą by nigdy nic, nie odkładać na później, bo może nie być żadnego później. Bo nagle w środku dnia wyłączą ci prąd, pstryk…

Pstryk. I nie ma już mojego Taty. Nie będzie już żadnego później. Pozostaną jednak wspomnienia. Piękne. Dziękuję Ci za to wszystko. Za Twoje dobre serce, za cierpliwość, pogodę ducha… I za morze, którym mnie zaraziłeś.

Cześć Tatuś. Żegluj po niebieskich oceanach, bez burz i sztormów. I odpoczywaj, bo zasłużyłeś swoim całym życiem na porządne wakacje.

Szczecin, 08.01.2016; 01:15 LT

Komentarze