Już nieraz pisałem na blogu o dziwnej korelacji pomiedzy oglądaniem przeze mnie transmisji sportowych z udziałem naszych reprezentantów a osiąganymi przez nich wynikami. Krótko mówiąc, kiedy włączam telewizor, zazwyczaj nawet pewniacy zawodzą.
Wyjątkiem były nasze „Złotka” dwa lata temu, których każdy mecz oglądałem. W tym roku z powodu pobytu w Brazylii wyniki rozgrywek sledziłem jedynie przez internet. I miałem dzisiaj poważny dylemat, czy narażać nasze siatkarki na ryzyko utraty szans na złoty medal zasiadając przed telewizorem. Racjonalizm jednak zwyciężył i usiadłem w fotelu. Kawa, ciasto i pełna koncentracja jakbym to co najmniej ja grał na boisku.
Pierwsze dwa sety poszły gładko. I w trzecim tez wszystko było na dobrej drodze. Tak dobrej, że do pełni szczęścia i pokonania Rosjanek 3:0 brakowało już tylko jednej piłki. Jak można przegrać tak ważnego seta prowadząc 24:21? Można jak widać zrobić różne rzeczy, taką też. Nasze urocze siatkarki przegrały 25:27. W mojej głowie zapaliło się ostrzegawcze światełko. Kto nie wygrywa meczu 3:0, ten przegrywa go 2:3. To niemalże reguła.
No i zaczęło się. Rosjanki się rozpędziły, a „nasze” grały z minuty na minutę gorzej i wkrótce stały się jedynie tłem dla rywalek. Set bez historii. Łatwo przyszło, łatwo poszło. Z 2:0 zrobiło się 2:2, lecz z tą niewesoła róznicą, że to przeciwniczki w decydującym momencie miały wiatr w żagle. Byłem wściekły na siebie, że zaufałem racjonalizmowi.
Ostatni set. Set prawdy, do 15 punktów. Czy nasze zdołają się jeszcze podnieść? Trwa wymiana punkt za punkt, lecz ciągle z minimalnym prowadzeniem Rosjanek. I wreszcie przełamanie tuż przed przerwą techniczną, na która Polki schodzą z prowadzeniem 8:7. Kolejna kubek kawy juz pusty. Nie robię nastepnej. Ściskam mocno uszko. Krzyczę z radości po każdym zdobytym punkcie i mam ochotę walnąć pięścią w stół gdy go tracimy. Powstrzymuję się oczywiście bo rzecz dzieje się w mieszkaniu rodziców, u których spędzałem większą część soboty.
Nasze prowadzą 14:13. Atak i jeeest!!! Koniec meczu! Nie! Nie ma końca! Sędzia liniowy pokazuje, ze piłka w polu, lecz główny twierdzi, że był aut! Co za skandal! Zamiast zwycięstwa jest 14:14, a po chwili 15:14 dla Rosjanek. Polki atakują lecz w aut. Rosjanki skaczą do góry, ale sędzia główny pokazuje, że piłka musnęła ręce ich bloku. Zamiast zwycięstwa naszych przeciwniczek jest 15:15! Rosjanki próbują protestować lecz to na nic, trzeba grać dalej. Punkt za punkt. Punkt za punkt. Polki ciagle wychodzą na prowadzenie, lecz za każdym razem rywalki wyrównują. Podskakuję razem z całym fotelem, łapię sie za głowę, trzęsę się z emocji! 20:20! I znów prowadzenie Polek 21:20 i znów blok Rosjanek i piłka ląduje po naszej stronie lecz za chwilę eksplozja radości. Sędzia pokazał, że Rosjanka wbrew przepisom przełożyła ręce nad siatką! Punkt dla nas zamiast dla nich! 22:20 i Polki wygrywają cały mecz 3:2! Klaszczę nie zwracając uwagi na rodziców. Udało się! Udało! „Klątwa” nie zadziałała!
Jutro miałem startować do Gdyni około dziewiętnastej, ale przecież nie odpuszczę meczu o złoto, który ma się zacząć o 19:30! Kosztować mnie to będzie całą noc jazdy, ale chyba warto.
Szczecin, 24.08.2005