KIERUNEK NEWBURGH

Z zeglugą trampową tak juz jest, ze do końca nie można niczego być pewnym. Statek zamiast do Nowego Jorku popłynął do Lower Cove. To właściwie nawet nie miasteczko lecz miejsce na mapie. Nowa Szkocja, Kanada.

Ja wzwiazku z tym wysiadłem już w Norfolku i do Nowego Jorku udałem się samolotem.

Świąteczna atmosfera narasta z każdym dniem. Pomimo dwóch tygodni dzielących nas od Bożego Narodzenia, na lotnisku w Norfolku odbywał się swoisty festiwal kolęd. Przez cały dzień prezentowały się rozmaite chóry.

Ja trafiłem na jakiś ze szkoły podstawowej.

Muszę przyznać, że grupa ta prezentowała się bardzo przyzwoicie i zebrała na koniec gromkie oklaski.

  

Posłuchałbym jeszcze, ale wolałem przejść przez bramki security, gdzie często zdarzają się zatory. Był to błąd, ponieważ wkrótce dowiedziałem sie z rozkładu lotów, że samoloty w kierunku lotniska Newark są opóźnione. Ściślej, nie latały z powodu zbyt silnego wiatru. Rzeczywiście w tej okolicy rozpętała się sztorm. Wiem, bo sam odbierałem dla kapitana prognozę pogody na ich trasę do Kanady.

Kiedy w końcu loty wznowiono było już dobre popołudnie. Wystartowaliśmy około wpół do czwartej, więc zapadał zmierzch gdy dolatywaliśmy do Newark.

Na miejscu okazało się, że bagaż poleciał innym samolotem niż ja. Teoretycznie jest to niedopuszczalne, ale jednak się zdarza. Musiałem go odebrać na innym terminalu. To nie był problem. Z daleka zauważyłem moją walizkę stojącą samotnie w hali odbioru bagażu. Była ogrodzona specjalną taśmą rozciągnięta pomiędzy czterema okalającymi ją słupkami. Byłem pod wrażeniem.

O osiemnastej zapakowałem bagaż do wypożyczonego własnie subaru i ruszyłem w stronę Newburgha.

Pierwsze kilometry po wypożyczeniu samochodu w USA zawsze są stressujace. Nie dość, że trzeba na szybko odzwyczaić się od nawyków z własnego samochodu, to jeszcze przestawic się na automatyczną skrzynię biegów (co zrobic z lewą stopą, która instynktownie poszukuje pedału sprzęgła?). Na takie pierwsze minuty przyzwyczajenia przydałaby sie jakaś odludna droga, albo szeroka i prosta autostrada. Tu jednak miałem natychmiast rzucić się w wir skrzyżowań, by pokonujac kolejne z nich przedostac się w końcu na właściwą autostradę wiodącą na Newburgh.

Zanim wyruszyłem, obejrzałem dokładnie mapę i sporzadziłem plan trasy, t.zn. na jakie drogi (oznaczone rozmaitymi numerami) powinienem po kolei skręcać, by dojechac do celu. Oczywiście można byłoby pójść na łatwiznę i wypożyczyć GPS, ale to by uwłaczało mojemu nawigacyjnemu wykształceniu. Ja nie dam rady? Ja?!!!  No przyznam, że troszeczkę to mnie jeszcze wąż kąsał ilekroć sięgałem do kieszeni po karte kredytową. Chciałem zaoszczędzić odrobinę dla firmy, która zapewniła mi takie ładne autko oznaczane symbolem SUV.

Ruszyłem i ledwie wyjechałem za bramę parkingu, a już zaczęło się jakieś szalone kręcenie w kółko. Odnosilem wrażenie, że jadę dookoła wszystkich terminali. Ciągle mijałem jakieś zjazdy i wjazdy, ale trzymałem się twardo drogowskazów „Airport Exit”. Jechałe tak i jechałem, a mój stress narastał bo silnik pracował niczym produkowany za komuny ursus. Zagłuszał mi radio. W przerwach między ślimakami próbowałem na gwałt zorientowac się co się dzieje, ale wszystko wydawało się być ustawione dobrze. Od razu przemknęła mi przez głowę myśl, że dali mi zepsute auto, ponieważ w schowku obok map znalazłem raport z wypadku, w którym auto określono mianem „nadające się do jazdy”. Wgnieceń jednak nie było, więc zakładałem, że wszystkie usterki zostały usunięte.

W międzyczasie wyjechałem z lotniska prosto na chyba pięciopasmową autostradę z szaleństwem następnych slimaków. Samochodów było mnóstwo, a na dodatek zjazdy trafiały się zarówno z prawego jak i z lewego pasa. Trzeba było być czujnym, by w porę zdążyć zjechać na właściwą stronę szerokiej jezdni.

Silnik warczał niemiłosiernie, a wskazówka obrotomierza sprawiała wrażenie, jakby za chwilę chciała rozpocząć nastepne okrążenie wokół tarczy. Co to za automat psiakrew!? Ani chybi nie dojadę!

Zjechałem na parking przy stacji benzynowej i zabrałem się do testowania na sucho. Kiedy tylko dźwignię przestawiałem na „D”, gasła odpowiednia kontrolka w kokpicie. Gdy pchnąłem leciutko dźwignię do przodu, pojawiała się cyfra, która według dużego prawdopodobieńswa mogła określać numer biegu. Do tyłu – podobnie, ale w dół. Tak odkryłem manualne sterowanie biegami. Potem odkryłem jeszcze, że w pozycji „D” dźwignia ma jak gdyby dwa położenia: lewe i prawe. Gdy nie przesuwać jej w lewo lecz zostawić w prawym położeniu – w kokpicie świeci się dioda odpowiadająca temu stanowi. Jeśli ruszyć dźwignię w lewo, do siebie, dioda gaśnie, a pjawiają się stosowne cyferki. Pojaiwa się też opcja „sport”, co prawdopodobnie odpowiadało dynamicznej, sportowej jeździe z ręczną zmianą biegów. Uff! Wyglądało na to, że nieświadomy włączonego ręcznego sterowania próbowałem pokonać trasę na dwójce.

Wystartowałem ponownie z zaświeconą tym razem kontroką „D”. Upajałem się przez chwilę niezwykła ciszą panującą w samochodzie, a potem sięgnąłem do płytownika i wyłuskałem compact z piosenkami Kabaretu Starszych Panów, z towarzyszeniem których dotrałem na miejsce.

Było jeszcze zimniej niz w Nowym Jorku, a na dodatek wzdłuż rzeki wiał sztormowy wiatr. Ponieważ miałem na sobie tylko marynarkę, biegiem ruszyłem w kierunku bagażnika, by wygrzebać z walizki ciepłą kurtkę. Dawno nie przebierałem się w tak szybkim tempie.

Statek, który odwiedzałem przypłynął tutaj z wenezuelskim węglem. Cały proces wyładunku odbywa sie bez udziału ekipy lądowej. Wzdłuż ładowni na pokładzie  biegnie taśmociąg. Dwa statkowe dźwigi obsługiwane przez załogę przerzucają węgiel z ładowni do specjalnych zsypów, a ktorych dostaje się on na taśmę. Ta przenosi go wzdłuż prawej burty w rejon dziobu.

  

Z drugiej burty znajduje się wysuwany siedemdziesięciometrowy pomost z taśmociągiem, podwieszony na wysokiej wieży znajdującej się na dziobie  Systemem taśm ładunek przedostaje się na ten właśnie ostatni odcinek, który wysuwa się tak, by ostaeczny zsyp znajdował się w wybudowanym na jednej z dalb kolektorze.

Stamtąd kolejne taśmy przenoszą ładunek lądem do odległej o dobre dwa kilometry elektrowni.

Szybko. Tego typu statki nie mają wielkich wymagań jeśli chodzi o portową infrastrukturę. Wystarczy kawałek pustego placu, a potrafią swoim taśmociągiem w ciągu dwóch dób przezrucić siedemdziesiąt tysięcy ton z ładowni na taki przykładowy plac. I na dodatek tak sterować owym wysuwanym ramieniem taśmociągu, by usypac nie jdną górę, lecz długie i szerokie pryzmy.

Gdynia, 13.12.2009; 23:45 LT

Komentarze