KATYŃ

 

Mijający tydzień to także wizyta w kinie. Wybrałem „Katyń” Wajdy.

Przyznam się, że na seans szedłem raczej dość sceptycznie nastawiony i głównie dlatego, żeby zobaczyc i wyrobić swoje własne zdanie. Recenzje, które czytałem nie nastrajały bowiem optymistycznie.

Niewątpliwie największa zaletą tego filmu jest to, że w ogóle powstał. Jak jednak zmierzyć się z tematem tak trudnym jak mord katyński. Niewiele jest równie przejmujących fragmentów martyrologii naszego narodu. A do tego dochodzi wieloletnia zmowa milczenia i kłamstwa. Kiedy wreszcie ktoś wyzwanie podejmie, oczekiwania są ogromne. Jak opowiedzieć tę historię? To przecież pierwszy film, więc wszyscy spodziewają sie przede wszystkim lekcji historii. A lwykład na ogół nie idzie w parze z artyzmem. Jak skupić się na niuansach jesli ma się dwie godziny na opowiedzenie całego dramatu? Jak uniknąć potem zarzutów, ze wyeksponowano nie to, co było najważniejsze? Wystarczy przypomnieć kłopoty Amerykanów z 11 września. Pierwsze ich filmy o tych terrorystycznych atakach trudno nazwać arcydziełami. Też musieli bowiem wybierać między hollywoodzkim schematem, tandetnym wyciskaczem łez, nachalnym patriotyzmem, a kinem ambitnym, które jednak wszystkie wymienione wcześniej elementy potrafiłoby jakoś zamieścić w opowieści o dniu, który odmienił Amerykę. Amerykanie i tak mieli lepiej, bo o 11 wrzesnia słyszał cały świat, a o Katyniu? Nie oszukujmy się. Polska nie jest pępkiem świata. Przeciętny mieszkaniec kuli ziemskiej jeśli juz wie, gdzie Polska leży…

Moment, tu mała dygresja, cos mi się przypomniało.

Birma. Miałem okazję przebywać w tym kraju w 1988 roku i na własne oczy oglądałem zamieszki w Rangunie. Byłem wtedy zaproszony na kolację do mieszkania przeciętnej birmańskiej rodziny. Wielopokoleniowej. Jakieś dziecko podczas tej kolacji zapytało, gdzie leży Polska? I wtedy dziadek oburzył się bardzo i wytłumaczył młokosowi, że Polska leży w Europie, graniczy między innymi z Niemcami i jako pierwszyj kraj stawił w 1939 roku opór Hitlerowi. Niby niewiele, a jednak zrobiło to na mnie duże wrażenie. Bo czego oczekiwać jeśli nawet terroryści w zapowiedzi nękania koalicjantów w Iraku, świeżo po podzieleniu go na strefy okupacyjne zapowiedzieli oprócz ataków na USA i Wielką Brytanię również uderzenia w Bogu ducha winnej Norwegii, a nie wspomnieli o zajmującej jedną ze stref Polsce?

Koniec dygresji.

Przeciętny mieszkaniec kuli ziemskiej, jesli juz wie, gdzie Polska leży, być może, ale niekoniecznie wie, że w 1939 roku nasz kraj stał się ofiarą agresji niemieckiej, ale z dużą dozą prawdopodobienstwa mozna przyjąć, że o agresji radzieckiej wie albo bardzo niewiele, albo nie wie wcale. Ci zaś, którzy wiedzą cokolwiek, czy słyszeli o Katyniu? Obawiam się, że nie.

Dlatego film podejmujący ten temat, jeśli miał być własciwie odebrany za granicą, a tego zapewne każdy by chciał, musiał najpierw wyłożyć kawę na ławę. Opowiedzieć ten dramat polskiej historii ludziom, którzy swoją wiedzę o nim, zapewne jedyną jaką w życiu posiądą, czerpać będą właśnie z tego filmu.

Dlatego współczułem reżyserowi. Wszyscy zostawili ów temt Wajdzie jakby z góry uznając prawo mistrza do pierwszeństwa. Musiał więc mistrz wybierać jak zadowolić nadmierne i pełne emocji oczekiwania, zachowując czysto dydaktyczne walory filmu z odpowiednią dawką niezbędnego w tym przypadku patriotyzmu i patosu z wizją czysto artystyczną, która poszukiwaczy prawdy mogła razić.

Moim zdaniem, wziąwszy to wszytsko pod uwagę, film był całkiem udany. Lepszy niż spodziewałem się przed seansem. Prawdopodobnie nie stanie się kamieniem milowym naszej kinematografii, bo też i sam Wajda najlepsze czasy ma juz prawdopodobnie za sobą, ale na pewno nie odejdzie do lamusa.

Co najbardziej mnie poruszyło, to bardzo wyważone proporcje w przekazaniu naszej historii. Spodziewałem się filmu zdecydowanie antyrosyjskiego, w którym wojna stanowiłaby zaledwie lekko zarysowane tło dla opisywanej zbrodni. Tymczasem w fimie od samego początku pokazany jest wyraźnie dramat kraju podzielonego między najeźdźców z Zachodu i Wschodu. Widz ani przez moment nie jest wystawiany na pokusę oceny, który z okupantów był lepszy. Szkoda, że w filmie, jeżeli juz miał byc dydaktyczny, nie znalazła się informacja o porozumieniu między agresorami w sprawie likwidacji polskiej inteligencji. Widz nie znający historii wiedziałby, ze aresztowanie i wywóz do obozów koncentracyjnych profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz mord w Katyniu to część tego samego planu, realizowanego przez sprzymierzonych.

Dobrze zarysowany jest wątek z sowieckim oficerem, który pomagał żonie i córeczce aresztowanego Polaka. Nawet jeśli intencje jego nie były zupełnie szlachetne (chciał poslubić niedoszłą jeszcze wdowę), to jednak spotkawszy się ze zdecydowaną odmową pomaga jej mimo to. To ważny fragment fimu, pozwalajacy uciec od schematu: kryształowi Polacy i potwory Rosjanie.

Co ciekawe, to chyba jedyna rosyjska postać w tym filmie pokazana nieco bliżej. Reszta niemalże nie wykracza poza role statystów. Mordercy, NKWD, czerwonoarmiści są tłem dla grających pierwszoplanowe role jeńców. Myślę, że to dobry zabieg. Nie sposob pokazać w jednym filmie wszystkiego.

Duże wrażenie robią też zdjęcia dokumentalne. Myslę, że ważne przede wszystkim jako swoisty certyfikat dla tego filmu przy pokazach zagranicznych. Co mnie jednak w nich poruszyło to pełen hipokryzji niemalże jednakowy komentarz zarówno niemiecki jak i rosyjski, pełen fałszywego współczucia dla podbitego narodu i oskarżający byłego sprzymierzeńca, jakby licząc na to, że mieszkańcy umęczonego i zrujnowanego przez nich kraju tylko jednego obarczą winą za całe nieszczęscie jakiego doświadczyli.

Pomyślałem też o spokoju martwych i szacunku dla ludzkich zwłok, które w tym prypadku po wielokroć były wywlekane z grobów, oglądane i fotografowane ze wszystkich stron aż po dzisiejsze czasy. I kto wie sen, którym spią teraz znów kiedyś nie zostanie przerwany przez kolejne rzesze badaczy na zlecenie następnych polityków.

Trudno skupiać się na walorach artystycznych gdy widzi sie na ekranie przejmujące sceny egzekucji, lecz sam koniec filmu moim zdaniem udał sie wyjatkowo. Chodzi mi o napisy końcowe i muzykę. Zazwyczaj pojawiającym się po końcowej scenie napisom towarzyszy jaka muzyka, która jest juz tylko wypełniaczem, tłem dla szumu opuszczającej kino widowni, bo wszystko co miało byc opowiedziane, pokazane zostało wcześniej. Wajda zastosował zaś doskonały zabieg. Po ostatniej secenie przy ciemnym ekranie pojawia się fragment utworu niczym hołd dla pamięci pomordowanych, który urywa się nagle i w zupełnej ciszy pojawiają się napisy końcowe. Nie ma odwżnego, który przerwałby tę ciszę wstając z fotela by ubrać plaszcz i zabrać opakowanie po popcornie. Prawdziwa, przejmująca minuta ciszy, w pełnym rozrywek, zabieganym multipleksie, z którego biegnie się na parking albo do supermarketu. Tego gratuluję reżyserowi.

Portsmouth; 14.10.2007; 11:15 LT

Komentarze