KARL LAGERFELD – CHANEL SPRING SUMMER 2011 FASHION SHOW

Pokazy mody firmowane przez wielkie nazwiska to show samo w sobie. Właściwie bez względu na jakość zaprezentowanej kolekcji na kolana potrafi rzucić sama oprawa. Tak było w przypadku Chanel – Spring Summer 2011 Full Fashion Show przygotowanego przez Karla Lagerfelda.

VIDEO

Już samo miejsce – secesyjny Grand Palais w Paryżu, niezwykłej urody budynek, podobnie jak Wieża Eiffla wybudowany z okazji Wystawy Światowej w 1900 roku, obiecywał wiele. Oczywiście do tego trzeba mieć jeszcze pomysł na realizację przedsięwzięcia, a ten ekipa Lagerfelda miała i zrealizowała znakomicie. Zamiast tradycyjnego „catwalka”, ogromny niczym rynek wybieg. W tle zasiadła orkiestra symfoniczna. Płyną pierwsze takty muzyki. Widz czuje się niczym w filharmonii. Tymczasem w centralnym punkcie okrągłego placu zaczyna tryskać fontanna. Na alejach prowadzących z różnych stron do owego centrum pojawiają się modelki. Właściwie nie wiadomo na którą z nich patrzeć. Maszerują zewsząd, krążą wokół fontanny, jedne zgodnie, inne przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Tak jakby nie chodziło o jeden pojedyńczy strój lecz o całą kolekcję jednocześnie. Jakby widz obserwując ów pokaz miał niczym odbiorca wystawianych nieopodal, w Musee d’Orsay, obrazów współczesnych dla Grand Palais impresjonistów odnieść tylko przelotne wrażenie, inspirację do ubierania się w nadchodzącym sezonie, bez skupiania uwagi na detalach.

A sama kolekcja? Przyznam, że tym razem blisko osiemdziesięcioletni już kreator mody trochę mnie rozczarował. Ów niedościgniony mistrz czerni (ewentualnie czerni współgrającej z bielą) tym razem chyba zbytnio zaufał współpracującym z nim wizażystom, którzy postanowili użyć owej barwy przede wszystkim do makijażu modelek. Być może jest to mocne i niezwykłe, ale wszystkie te panie wyglądały jak krewniaczki rodziny Addamsów lub jakby dopiero co przesoliły zupę cholerycznemu małżonkowi. Widząc taką panią wieczorem na ciemnej ulicy zamiast skupić uwagę na jej wdziękach i ubraniu wprost od mistrza z Hamburga, ma się niepohamowaną ochotę uciec gdzie pieprz rośnie, a przynajmniej między ludzi z krwi i kości z tego świata.

Na tak przygotowanych modelkach kreacje muszą być rzeczywiście niezwykłe, aby się obroniły. A tutaj akurat szoku (w dobrym tego słowa znaczeniu) nie było. Mistrz porzucił czerń i nie wszędzie z dobrym skutkiem.

Przedstawiona na przykład na powyższym zdjęciu różowa, pierzasta sukienka tworzy image „big pink bird”, nieprzystępnej egzotycznej kury ze złymi, czarnymi ślepiami. Na szczęście nie wszystkie eksperymenty z pastelami były aż tak nieudane. W wersjach mniej piórowo-włochatych sukienki i garsonki (na video widać je w żółciach i błękitach) prezentują się znakomicie. Interesujące są również motywy kwiatowe na długch, obszernych i zwiewnych sukienkach.

Rękę mistrza widać jednak przede wszystkim tam, gdzie znów stawia na czerń, kolor, w którym czuje się najlepiej.

Ja jednak tęsknię za jego kolekcją z ubiegłego roku, w którym modelki wygladają normalnie, a ich czarne, białe, a nawet czerwone kreacje podkreślają kobiece wdzięki. Przed takimi na pewno nikt by w ciemnej ulicy nie uciekał.

Pozostaje mieć nadzieję, że kolekcja wiosna-lato 2011 twórcy tegorocznego kalendarza Pirelli była tylko potknięciem w jego wielkiej karierze i, że pomimo sędziwego wieku Karl Lagerfeld znów zaskoczy nas pozytywnie w następnych sezonach.

Sopot, 02.04.2011; 16:55 LT

Komentarze