KAMASUTRA I KOTY

             

Kawa, komputer, ciasto… Kolejny miły poranek we własnych czterech ścianach. Na upartego mógłby byc milszy gdyby ten facet od Kamasutry ni kazał aktywować swojego wirusa akurat w piątek. Trzy statki dały mi znać, że wyczysciło im zawartość wszystkich komputerów w sieci. Zamiast więc zająć się pracami zaległymi, koordynowałem od wczorajszego wieczora pomoc komputerowców. Mam nadzieję, że skutecznie. Dostałem niedawno wiadomość, że jeden statek już pracuje ok. A przy okazji – znów ujawnił się syndrom weekendu. Jeśli pojawia sie problem, to przeważnie w weekend, kiedy o pomoc najtrudniej i kiedy jes czas na odpoczynek. He he, odpoczynek! Co to za dziwaczne słowo? Nie pamiętam.

Poranki w pracy stoja pod znakiem… kotów. Te sympatyczne zwierzaki doskonale wiedzą, o której schodzimy, a raczej zjeżdżamy się do biura. Czekają juz na nas i kiedy tylko parkujemy, nastepuje zmiana warty. Pożyczają sobie nasze samochody J. My je opuszczamy, a koty zajmuja miejsca na masce lub pod spodem i grzeją się cwaniaki J Co ciekawe, mają swoje upodobania i nie zajmują miejsc jak leci, lecz czekają na „swoje” auta.

Przypomina mi to pewnego kota, który wałęsał się nieopodal domu moich rodziców. Sprzedawczynie z pobliskiego sklepu miesnego dokarmiały go resztkami. Kocur wkrótce doskonale znał godziny otwarcia sklepu i codziennie kilka minut przed dziewiątą spacerował dostojnie po chodniku w kierunku owego sklepu, zajmując miejsce przy drzwiach. Jedyne, czego nie potrafił się nauczyć, to dni tygodnia. Powtarzał swoj rytuał, bezskutecznie, również w niedziele. Niestety, zgubiło go dostejeństwo. Nigdy nie spieszył się przechodząc z ogonem uniesionym ku górze przez ulicę. Kierowcy zawsze hamowali i go przepuszczali. Do czasu, aż jakiemuś spieszyło się za bardzo…

Szczecin, 04.02.2006; 12:00 LT

 

Komentarze