KAJAKIEM PRZEZ OŁOBOK (4)

Po pokananiu rury, natychmiast trafilismy na następną, krótszą. Za drugą rurą rozpoczynało się bagno. Pewni, że szlak skręca w lewo, w kierunku tamy, wysłaliśmy dziewczyny w tamtym kierunku na piechotę, a sami ruszyliśmy kajakami. Pech jednak chciał, że nasze przwidywania okazały się niesłuszne. Szlak skręcił w prawo, a na dodatek z lasu dobiegały wołania dziewczyn, z których zorientowaliśmy się, ze prawdopodobnie grzęzną w błocie. Krzyknęlismy, aby wracały i sami też wrócilismy w miejsce rozstania. Kiedy wróciły, wygladąły na zdenerwowane i złe na nas, stwierdzając, ze więcej w taki kanał (chyba bagno?) nie dadzą się wpuścić.

Wpłynęłiśmy na bagno. Wody było tam trzydzieści centymetrów, a w dno jak i w smoliście czarne brzegi całe wiosło wchodziło jak w masło. Brrrr! I w takiej scenerii nagle szlak nam zagradza kolejne zwalone drzewo. Z jednej strony jego gałęzie leżą równo z lustrem wody, ale bez przepchnięcia przepłynąć się nie da. Tyle tylko, że z kajaków nie da się wysiąść! Wejście na drzewo w kilka osób to ryzyko, że zanurzymy się w bagnie razme z nim. Belmondo wskakuje na nie sam, wykonując tytaniczną robote przepchnięcia czetrech kajaków z załogami. Płyniemy dlaej, ale jestem pełen rozterek, czy na pewno znajdujemy się na własciwym szlaku.

Po jakims czasie docieramy do sciany trzcin. Udaję się z Belmondem na rekonensans, z którego wynika, że czeka nas przenoska około trzysta metrów, aż za most we wsi Ołobok. Jedyny plus tego całego rekonesansu, to to, ze wreszcie wiemy, gdzie jesteśmy i jak daleko jeszcze stąd do jeziora. Wiemy, że dziś tam nie dopłyniemy. Problem jednak jak wyciągnąć kajaki na ląd, gdy brzegi wciąż bagniste. Służy nam pomocą jakiś chłopak ze wsi, który wskazuje miejsce, gdzie jest pełno gałęzi. Przenosimy je z lasu i rzucamy na kupę uzyskając w maire stabilną powierzchnię do stawania. Wyciągamy kajaki na brzeg, skraj jakiejś łąki. Ponieważ nic nie jedliśmy od rana, a jest już szarówka, Basia przyrządza naprędce kanapki. Po częsciowym przeniesienu kajaków konsumujemy je (kanapki, nie kajaki), popijając wodą. Następnie znów wracamy do przenoszenia. Wobec zapadających ciemności decydujemy się rozbić jedne namiot na skraju szosy i nie szukac juz miejsca na biwak. Kromka chleba z serkiem topionym, popita wodą starczyła nam za cała kolację. Po prostu byliśmy juz tak zmęczeni, że nie chciało się nam przygotowywać posiłku i poprzestaliśmy na tym, co zjedlismy w trakcie przenoski.

 

17 lipca (dzień 9)

Jestesmy tak blisko Jeziora Niesłysz, że dziś już na pewno tam dopłyniemy. Ta swiadomość, jak i możliwość istnienia zupełnie nieoczekiwanych przeszkód, których los nam nie szczędził, sprawiają, że lenistwo tego dnia osiąga swoje apogeum. Grzegorz z Belmondem wrócili z zakupami i od tego czasu jemy, lezymy, czytamy gazetę. Ponieważ z barku miejsca biwakowaliśmy na polnej drodze, sporo zamieszania narobił nadjeżdżający traktor. Na szczęscie skręcił gdzies w bok i moglismy relaksować się dalej.

W końcu podniesliśmy swoje cielska i rozpoczęliśmy pakowanie. Wielkiego entuzjazmu nie było, ponieważ kilakset metrów dalej widać już było następną przeszkodę. Tym razem nie tyle przenoska, co przepychanka. Czystość rzeki w tym miejscu budziła grozę, więc kontakt z wodą staraliśmy się ograniczac do minimum.

Wkrótce potem kolejna, prawdopodobnie ostatnia tama i ogromny bunkier. Po rozpoznaniu terenu i „śniadaniu na trawie” przenosimy kajaki. Dalej już wiedzie wodna autostrada. Pojawiają się pierwsze ośrodki wczasowe. I wreszcie dopływamy do końca kanału. Wąski pas lądu i symboliczna przenoska oddzielały nas od wymarzonego jeziora.

Wokół zgiełk, hałas, tysiące ludzi na plaży. Wszystko robi niesamowite wrażenie. Czterodniowa izoalacja od  świata, trudy przbijania się przez wtórnie zdziczałe tereny – to wszystko za nami. Cieszymy się, robimy zdjęcia, rozglądamy po okolicy. Z ogromna energią przenosimy kajaki.

Jakiś pan pokazuje nas swojemu dziecku:

– Patrz synku, tak wygląda spływ kajakowy.

Robi się jednak późno. Pora znaleźć miejsce na biwak. Wszak czeka nas jeszcze wyprawa po Saszę, który jest umówiony z nami na 20:00 we wsi Skoki odległej o dobre czterdzieści kilometrów. Ten dystans obrazuje nasze opóźnienie. Nie ma więc czasu na przyglądanie się wczasowiczom. Płyniemy dalej.

Penetracja brzegów budiz jednak coraz większe rozczarowanie, Gdzie nie spojrzeć trzciny i gęsty, liściasty las. Juz prawie okrążyliśmy całe jezioro. W końcu jest jakaś przystań, ale brak miejsca na biwak. Dowiadujemy się jednak, że dalej, w końcu zatoczki jest niezłe miejsce, ale ryzyko zapłacenia mandatu. Kręcimy się jeszcze po okolicy, ale nie znajdując nic innego, decydujemy się na desperacki desant. Miejsce okazało się wyjątkowo sympatyczne. Nie zważąmy na nieliczne namioty w pobliżu. (…) Njawyższy czas by Belmodo i Grzesiek wyruszyli po Saszę. Po przekąszeniu małego co nieco opuszczają nas, a my zajmujemy się rozbijaniem obozu. Jest kolacja, jest drewno, tuz przed ulewą powstają namioty. Jest ok. Nieco podchodów było z czerwonym fiatem, którego załoga upodobała sobie miejsce obok nas. Juz po chwili z głośników ich radia popłynęła na pełny regulator „La isla bonita”. Musimy się pogodzić z ich obecnością.

Po burzy oddajemy się kąpieli. Podczas tej czynności ginie w mule 50% obuwia Eli. Poszukiwania prowadzone z użyciem specjalistycznego sprzętu (maska) nie przynoszą efektu.

Po kapieli kolacja (kanapki + glut). Potem znajdujemy zespół sanitariatów skąd można wziąć wodę i porządnie się wykąpać. Dlasza część wieczoru upłynęła na oczekiwaniu na chłopaków. Noc była bardzo ładna i dlatego cały ten czas spędziliśmy na brzegu jeziora. Około 02:00 zobaczyliśmy światło latarki. Idą! Cała trójka była bardoz zmęczona, a Sasza jeszcze pod wrażeniem swojej podróży (w ostatniej chwili dotarł na dworzec w Szczecinie, potem autostop w deszczu, wizyta w komisariacie MO, kara w pociągu – cud ze dotarł na czas do Skoków). Dowiaduję się, że o 13:40 do Międzyrzecza przyjedize Wojtek i dla odmiany ja pojadę po niego. A teraz już spać.

* * *

To tyle „Pamiętnika Tatusia Muminka z czasów młodości” Wracamy do roku 2010. 

Szczecin, 23.05.2010; 13:10 LT

Komentarze