JUŻ PORA

          

Odliczanie rozpoczęte. Pora zaczynać. Następny wpis na blogu pojawi sie już chyba po pierwszych meczach. Mam jakieś dziwne przeczucie, że będzie dobrze. Trochę na zasadzie przekory, że tyle było niezadowolenia i niesmaku podczas nominacji, a potem porazka z Kolumbią w beznadziejnym stylu i kuriozalna bramka. To tak jakby limit zła miał się wyczerpać jeszcze przed mistrzostwami. Mogła zdobyć mistrzostwo Europy bardzo przeciętna Grecja, mogli zająć trzecie miejsce na MŚ Koreańczycy, to dlaczego my nie możemy? Cuda sie zdarzają. Gdybym nie wierzył w naszą drużynę, nie siadałbym jutro przed telewizorem. Typuję 3:1 dla Polski.

Ojej, zebym tylko nie zapeszył…

Które to już świadomie przeżywane mistrzostwa? Olimpiadę w Monachium i złoto pamiętam z zabaw na podwórku i komunikatów o wynikach dochodzących przez otwarte okna domów. Przed telewizorem zasiadłem podczas eliminacji do MŚ 1974. Pamiętam niesamowity wieczór 17 października i płaczącego ze szczęscia Jana Ciszewskiego. Polska wyeliminowała Anglię! A potem szok, bo w grupie na MŚ wylosowaliśmy oprócz Haiti także wicemistrzów świata Włochy oraz wysoko notowaną Argentynę. Jeszcze wiekszym szokiem było prowadzenie 2:0 po ośmiu minutach gry w inauguracyjnym meczu z Argentyną i ostateczne zwyciestwo 3:2, rozgromienie Haiti i rewelacyjny mecz z Włochami, który ostatecznie pogrążył tę drużynę. Potem były dwa karne obronione przez Jana Tomaszewskiego w meczach ze Szwecją i RFN oraz ogromny żal, że nie dało sie rozegrać meczu z RFN w normalnych warunkach. Kropką nad i było pokonanie ustepujących mistrzów świata, Brazylijczyków 1:0.

Miałem wtedy 12 lat. Pomyslałem, że następne mistrzostwa będę oglądać jako prawie dorosły, a jeszcze nastepne jako facet 20-letni i tego juz wyobrazic sobie nie potrafiłem.

W Argentynie szło wszystko jak po grudzie. Mimo remisu 0:0 w meczu otwarcia z RFN, wymeczonym zwycięstwie nad Tunezją 1:0 oraz w lepszym stylu 3:1 z Meksykiem, widać było, że to nie ta sama druzyna, na którą nie było mocnych przed czterema laty. W drugiej rundzie mecz z Argentyną i fatalnie przestrzelony rzut karny Deyny w jego setnym meczu w reprezentacji, przy stanie 0:1. Można byłoby powalczyć. Powietrze uszło i mecz przegrany 0:2. Znów wymęczone zwycięstwo 1:0 z Peru, lecz mecz z Brazylią pokazał, że to nie nasze mistrzostwa.

Żeby zakwalifikować się do mundialu w Hiszpanii, trzeba było pokonać niewygodnie grające NRD. W Chorzowie po mękach udało sie 1:0. A potem w Lipsku kibice jeszcze nie zdążyli się dobrze rozsiąść na trybunach, a było już 2:0. Po pięciu minutach gry Polacy byli juz niemal pewni awansu. Wygrany mecz 3:2. „Witaj piękna, kochana Hiszpanio” wołał Jan Ciszewski, dla którego tamtem mundial miał okazać się ostatnim. A w Hiszpani z Kamerunem 0:0, z Włochami 0:0 i trzeba było wygrać ostatni mecz z Peru. Przez ponad pięćdziesiąt minut było 0:0 i kiedy peruwiański trener miał wyciągnąć asa z rękawa, rozsypał się worek z bramkami. Polacy strzelali w odstepach kilkuminutowych i rozgromili przeciwnika 5:1! W nastepnej fazie w kolejce czekał ponury ZSRR oraz Belgia. To był jeden z tych historycznych meczów polskiej drużyny. Rewelacyjny Boniek strzela hat tricka po fantastycznych akcjach Laty i Buncola i Polska wygrywa 3:0.  W meczu z ZSRR wystarczał remis. Był to czas stanu wojennego, politycznych podtekstów więc mecz ten miał nie tylko sportowy wymiar. 0:0. Wystarczyło. W półfinale nie było Bońka i Włosi zdecydowanie wygrali 2:0. Mecz o trzecie miejsce oglądaliśmy, a raczej słuchaliśmy na ulicach Ostródy, gdzie na pobliskim polu namiotowym biwakowaliśmy przed przysięgą wojskową naszego przyjaciela. 3:2 z Francją i kolejny medal.

Meksyk 1986. 0:0 z Marokiem, 1:0 z Portugalią i aż 0:3 z Anglią. Awans do dalszej rundy uratowało nam Maroko pokonując Portugalię 3:1. dalej było jednak jeszcze gorzej. 0:4 z Brazylią i bardzo stroma równia pochyła polskiej piłki.

We Włoszech w 1990 kibicowałem Kamerunowi. Od jego zwyciestwa 1:0 nad Argentyną przestałem słodzić herbatę (i pijam gorzką do dziś). I nie mogę odżałować ich porazki z Anglią w ćwiercfinale. Jeszcze na siedem minut przed końcem prowadzili 2:1 i grali świetnie…

USA w 1994 r. to m.in. pierwsze w historii spotkanie piłkarskie na całkowicie zadaszonym stadionie, czyli w ogromnej hali po prostu. Przeszło dla mnie jednak jakoś bez echa.

Mundal we Francji pamiętam bardziej, byc może dlatego, że byłem w tym kraju krótko przed rozpoczęciem mistrzostw. Francja – Brazylia 3:0 w finale przy zadziwiająco złej grze latynosów.

Po wielu latach przerwy wreszcie w pięknie wywalczonym stylu awans do finałów MŚ 2002, w Japonii i Korei. Byłem wtedy na statku i troszke korygowałem kursy, zeby plynąć bliżej brzegu, w zasięgu telewizji, podczas ważnych transmisji. Zaczęło się ciekawie, od porazki mistrzów świata, Francuzów z Senegalem 0:1. Ale nam tez miny zrzedły po 0:2 z Koreą. Najgorsze, że po fatralnej grze. Z Portugalia jeszcze gorzej bo 0:4 i koniec marzeń o dalszej grze. Właśnie wtedy nastąpiło przebudzenie i zwycięstwo nad USA 3:1. Na pocieszenie w podrózy do domu towarzyszyła naszej drużynie także Portugalia, a awans zdobyły Korea Płd. i USA. Finał oglądałem na ulicach Rio. I razem z miejscowymi cieszyłem się ze zwycięstwa Brazylii nad Niemcami 2:0.

Jak będzie tym razem?

Gdynia, 08.06.2006, 23:55 LT

Komentarze