Jeszcze tylko posprzątam.

Tradycyjnie, minęła północ, a ja przy komputerze…

Walizki spakowane, Jeszcze tylko krótki sen i wcześnie rano wyjazd na lotnisko.

Znów sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Znacznie przyjemniejsza perspektywa niż ślęczenie godzinami za biurkiem. Ceną jest nieobecność. Szkoda mi straconego najbliższego weekendu w Szczecinie. Gdybym mógł tam pojechać, spotkałbym się z dziećmi… A tak, kiedy wrócę, one już będą z powrotem w Jeleniej Górze.

Mam nadzieję, że rozebrały choinkę. W niedzielę przed wyjazdem przyniosłem kartony na bombki, żeby nie zapomniały. Stały pod choinką niczym jakieś dawno zapomniane, zakurzone paczki.

Kubek obok komputera już pusty. Kawa wypita. Nie chce mi się robić następnej. Umyję, schowam do szafki, żeby się nie kurzył, podobnie jak rozmaite inne drobiazgi porozkładane na stole i regale. Przynajmniej jak wrócę, będę mógł bez wyrzutów sumienia (że nieporządek) położyć sie spać.

Powieki się kleją. To efekt zarwanych poprzednich nocy. Od tygodnia sypiam średnio po cztery godziny. Ciekawe, że na bezsenność cierpią przede wszystkim ci, którzy pospać mogą. Kolejne dobra, które zostały niesprawiedliwie podzielone…

Przymknąłem oczy na chwilę i otworzyły sie ponownie bardzo niechetnie. W dodatku dopiero po dłuższej chwili. Kiedy zapanowała ciemność, mózg popadł w stan letargu niemal natychmiast. Wyłączył się.  O nie, już nic dzisiaj nie napiszę. Powinienem siadać do klawiatury trochę wcześniej.

Gdynia, 16.02.2005

 

Komentarze