Uff, przejechalem 550 kilometrów i na dzisiaj wystarczy. Zacząłem przecież po południu, a nie ma potrzeby gnac po nocy. Pozostałe 280 zaliczę jutro.
Tym autem podróżuję.
Niepokojący e-mail nadszedł z towarzystwa klasyfikacyjnego, które miało w poniedziałek dokonać rocznej inspekcji. Nie pasują im kolejne trzy porty i zapowiedzieli sie dopiero na czwarty, Nowy Jork, około 19 grudnia. W ten sposób mój terminarz napiął się do granic możliwości.
Szlag trafi imieniny. Nie zdążę na słuzbowy meeting w Sopocie. Przede wszystkim jednak zbliżamy się niebezpiecznie do Bożego Narodzenia. Jeżeli coś nie wyjdzie, albo się przedłuży, to następny port wypada między 21 a 23 gudnia. Wrócić wtedy na czas na Wigilię będzie piekielnie trudno. Juz nawet powrót z Nowego Jorku wszystko komplikuje. Przyjazd do Polski 21 grudnia. Jazda do Sopotu, powrót… Wypadałoby chociaż symbolicznie sprzątnąć mieszkanie, przystroić choinkę. Na mycie okien czasu z pewnością nie starczy. Najważniejsze jednak aby w ogóle dojechać. Wielkanoc też przecież się zawaliła i to w ostatniej chwili, w Wielki Czwartek.
Dziś jednak nic nie zmienię. Będę się martwić jak przyjdzie pora.
Poranek spedziłem dość intensywnie na zamykaniu spraw związanych z pobytem na tym statku. Po obiedzie zrobiłem jeszcze zebranie załogi, a o czternastej zatrzasnąłem drzwi samochodu i ruszyłem z powrotem na południe.
Jeśli Ameryka, to muszą być Harleye.
Z początku liczyłem, że uda mi się dojechac do Miami o rozsądnej porze. W miare jednak narastania zmęczenia, do którego dołączył się deszcz, stwierdziłem, że nie ma sensu się szarpać. Statek ma przypłynąć do Port Everglades dopiero w niedzielę rano.
Zmęczenie, deszcz i ciemność wzięły górę. Droga do Miami może zaczekac do jutra.
Od razu zrobiło sie przyjemniej. Zatrzymałem się spokojnie na kolację, bez pośpiechu poszukałem hotelu.
Portier poprosił o prawo jazdy.
– Nie chcesz paszportu? Jestem ocokrajowcem.
– Wszystko jedno. Prawo jazdy wystarczy.
No to dałem.
– Z jakiego jesteś kraju? – zapytał, oglądając stosowny dokument.
– Z Polski.
– Z Polski? Polska! Ojczyzna Chopina!
Muszę stwierdzić, że tym razem rozdziawiłem gębę i po prostu mnie zatkało. Facet jeszcze gotów z tego wszystkiego pomysleć, że nie wiem kto to jest Chopin. Przynać muszę jednak na swoją obronę, że to duża rzadkość. Na ogół na odpowiedź Poland, pada pytanie „Holland?” albo czy z Polski jest daleko do Niemiec. Oczywiście znają Papa Polaco, Wałęsę, niektórzy Bońka, ale żeby Chopina? Zaimponował mi.
Zapisałem i mogę iść spać. Oczy mi sie kleją. Organizm już odzwyczaił się od polskiego rytmu dnia, ale jeszcze nie przywykł do amerykańskiego.
Sebastian, 09.12.2005; 23:20 LT