Już chyba nic sie nie zmieni i na 99% tuż przed pierwszym listopada pojade na stocznię do Chin. To jedna z moich ostatnich wizyt w Szczecinie przed tym okresem. Dość zabiegana, bo właśnie kamieniarze kończą ustawianie nagrobków, a jeszcze trzeba położyc kostkę no i oczywiście wysprzątać. Wysprzątać i przynieść wiązanki kwiatów wypadało już dziś, bo jutro imieniny Jadwigi, które nosiły i moja mama i babcia. A za tydzień jadę w okolice Ostrołęki by zobaczyć, co dzieje się z grobem dziadka, który już rok temu ponoć nie najlepiej wyglądał. Obiecałem wtedy mamie, że kiedy zrobi sie ciepło to pojadę i sprawdzę. Potem jednak mama sama umarła i to jej nagrobkiem oraz chorym tatą trzeba było się zająć. Kiedy już skończony, a tato wrocił do formy, pora przypomnieć sobie dane wcześniej obienice.
Przyjechał Tomek. Fajnie spędziliśmy sobotnie popołudnie. Między innymi tradycyjnie juz rozegraliśmy partyjke kręgli. Ostatnio kule wylatywały mu z toru na lewo i na prawo lecz tym razem szliśmy łeb w łeb tylko do piatej rundy. Potem on zaliczał regularnie po dziewięć albo i dziesięć, podczas gdy ja mimo, ze walczyłem jak tylko sie dało oscylowałem w granicach siedem-dziewięć. Przewaga rosła i przed ostatnią rundą nie miałem juz praktycznie żadnych szans.
Dziś po raz pierwszy założyłem ciepłą kurtkę. Jesień, niestety, rozgaszcza sie na dobre. W piątek siedzieliśmy z moją miłą na sopockiej plaży w ubraniach raczej wczesnojesiennych groziło to zapaleniem płuc. Wiał przenikliwy wiatr, ale fajnie było popatrzeć na grzywacze. Lubię takie niespokojne morze. Tyle tylko, że po kilkunastu minutach gorąca herbata zamieniała się w najpój niemal prosto z lodówki. Za to przynajmniej os nie było, co jeszcze dwa dni wcześniej w tym samym miejscu było nie do pomyślenia
Szczecin, 15.10.2006; 00:30 LT.